Witam!
Jak obiecałam tak jestem. Szybko i bez przeciągania, bo czasu mam mało i muszę
się w końcu za lekcje zabrać. Przejdźmy więc do rzeczy. Rozdział dedykuję Yoko-chan,
która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. A teraz zapraszam do
czytania z nadzieją, że wam się spodoba i zobaczę pod spodem więcej komci ^^
***
----- Konoha -----
Wszyscy,
jak jeden mąż, uparcie wpatrywali się teraz w Hokage, czekając na ciąg dalszy
jego wypowiedzi. W końcu stara kobieta należąca do rady wioski nie wytrzymała i
sama postanowiła zadać nurtujące ją i zapewne również wszystkich zebranych,
pytanie.
-Co
dokładnie się stało?
-Do
wioski wróciła grupa shinobi, którą wysłaliśmy na poszukiwania tego demona.
-Nic
im się nie stało? – zdziwił się mężczyzna należący do ANBU
-Nie,
są cali i zdrowi. I to jest problem.
-Problem?
To chyba dobrze, że wrócili cali i zdrowi. Choć trochę dziwne… Co z chłopakiem?
– zapytał Nara
-Zbiegł.
Jednakże okazało się, że jest gorzej niż myśleliśmy.
-Co
masz na myśli Hokage-sama? - ponownie odezwał się strateg wioski
-Uzumaki
Naruto pozwolił im przeżyć. Według raportu, który otrzymałem, wykonał potężną
technikę bariery uniemożliwiającą ANBU ściganie go. Zostali zamknięci w
barierze i zamiast zostać zabitym, jak poprzedni, otrzymali ultimatum. Mogli
opuścić barierę, jedynie podpisując jakiś dziwny i podejrzany zwój. Z tego co
mi powiedziano to pakt, a podpisać mieli go własną krwią. Teraz nie mogą go
atakować, ścigać, a tym bardziej zabić. W razie złamania „przysięgi” umrą.
Gdyby nie podpisali owego paktu zginęliby spaleni przez barierę, bądź z głodu.
Wygląda na to, że nosiciel Kyuubiego bardzo szybko się uczy.
-Nikt
z nim nie był i mu nie pomagał? To trochę dziwne, że zna takie techniki. Kto go
ich nauczył? – spytała kobieta należąca o starszyzny
-Może
Kyuubi. – ponownie wtrącił się Nara
-Nikogo
podobno z nim nie było. A co do lisa… Nie mam bladego pojęcia. Ale wygląda na
to, że wszystko jest możliwe. Wszyscy pomieszczeniu zamilkli i pogrążyli
się w swoich myślach dotyczących tego, co przed chwilą powiedział im Sarutobi.
W końcu cisze przerwano. Osobą tą był jeden z jouninów.
-Hokage-sama…
-Tak?
-Co
z tą drugą sprawą, która cię zatrzymała, a o której chciałeś z nami porozmawiać?
-Cóż…
Jak wiecie nie dawno Uchiha Itachi zdradził wioskę i wymordował prawie cały
swój klan. Z jednym wyjątkiem.
-Sasuke
Uchiha - jego młodszy brat… - wtrącił jeden z ANBU
-Dokładnie.
-Ale
jaki to ma związek? – spytał zniecierpliwiony do granic możliwości czarnowłosy
mężczyzna z papierosem w ustach (na szczęście nie zapalonym) i lekko nieogoloną
brodą
-Już
tłumaczę. Dzisiejszej nocy Uchiha Sasuke zbiegł z wioski.
Wszystkie
osoby spojrzały ze zdziwieniem na przywódcę wioski. Ich oczy wyglądały jak małe
talerze, tudzież UFO, a usta mieli otwarte. Jakby wręcz prosili jakąś muchę,
czy innego owada, żeby wleciała im do jamy ustnej.
-Hokage-sama,
to pewne? – spytał jeden z jouninów
-Owszem.
Poza tym zabrał wszystkie swoje rzeczy, które mogłyby mu się przydać podczas
drogi. Pościg został już wysłany. Niestety dowiedzieliśmy się o tym trochę
późno, więc trochę to zajmie.
-Wygląda
na to, że w Konoha nie pozostał teraz, ani jeden członek klanu Uchiha. –
westchnął starzec – Doprawdy… Czy to u nich rodzinne? – ostatnie zdanie
powiedział do siebie i na tyle cicho, by nikt oprócz niego go nie usłyszał
-Jeśli
to wszystko to chcielibyśmy wrócić do swoich obowiązków.
-Nie.
To jeszcze nie wszystko.
I
tym razem miny wszystkich wyrażały czysty szok. W końcu chyba każdy myślał, że
to są te dwie, jedyne sprawy, o których ich Kage chciał z nimi mówić. Czy jest,
więc coś równie ważnego jak to?
-Dostałem
informacje z Kumo-gakure (?). – ponownie odezwał się Hokage
-Informacje?
-Tak.
Poinformowano mnie, iż drużyna, którą wysłaliśmy, aby eskortowała tamtejszego
posła do naszej wioski, została wymordowana zeszłego tygodnia. Sam obiekt misji
został ciężko ranny, lecz przeżył. Z tego co powiedział wiemy, iż zaatakował
ich „demon”.
-Czy
ten „demon” to mógł być Uzumaki? – spytała kobieta należąca do starszyzny
-Wątpię.
Poseł zeznał, że owy „demon” pytał o niejakiego Kuramę.
-Kuramę?
– tym razem odezwał się siwowłosy mężczyzna z maską na dolnej części twarzy i
zakrytym przez opaskę wioski liścia, lewym okiem – A kto to właściwie jest?
-Tego
nie wiem Hatake-kun. Jednakże kiedy i ten poseł upierał się, że nic nie wie,
osobnik ten mocno poturbował go i spytał o Namikaze Naruto.
-Namikaze?!
– Hatake prawie krzyknął – skąd on mógłby wiedzieć?!
-Też
się nad tym zastanawiam. – kontynuował Sarutobi – Poseł Kumo-gakure (?)
powiedział, że nie zna żadnego Namikaze, lecz słyszał o Uzumakim Naruto, który
mieszka w Konoha, czyli tu. Wygląda na to, że informacja o jego ucieczce
jeszcze nie opuściła murów wioski. To dobrze. – ostatnie dwa zdania trzeci
znowu powiedział jakby do siebie
-Czy
poseł mówił jak wyglądał napastnik? – spytał Shikaku Nara
-Powiedział,
że pamięta tylko czerwone oczy, jakby z krwi i uśmiech diabła.
-To
trochę mało. – odezwał się starszy
-Niestety.
Myślę, że to już wszystko o czym chciałem z wami porozmawiać. Możecie wracać do
swoich obowiązków.
Po
tych słowach wszyscy się rozeszli. Nawet starszyzna, która zwykła zostawać i
prawić kazania Trzeciemu, wyszła bez słowa. Również Sandaime opuścił
pomieszczenie i wrócił do swojej pracy.
Tymczasem
Naruto z Kuramą kontynuowali swoją podróż do niegdyś wspaniałej wioski wiru. W
końcu im szybciej dotrą na miejsce tym lepiej. Na dodatek trzeba się pospieszyć
zanim na swojej drodze spotkają jakiś wrogich shinobi i najlepiej by było gdyby
już wtedy młody Namikaze podróżował z Kyuubim w jego „prawdziwej”, tudzież
ludzkiej postaci. Co jak co, ale akurat teraz to im walk nie potrzeba. Tak więc
Kurama spokojnie sobie leżał w klatce wewnątrz duszy Naruto i nawet nie zdając
sobie sprawy z tego, iż zasnął.
--- Sen ---
Mężczyzna
o długich, czerwonych włosach sięgających mu prawie do połowy ud,
krwistoczerwonych oczach z pionowymi źrenicami, trzema bliznami na policzkach i
złośliwym uśmiechu ukazującym ostre, białe zęby i wydłużone, bardzo ostre kły,
szedł w stronę małej wioski. Zaraz po przekroczeniu dosyć sporych rozmiarów
bramy, a przynajmniej w porównaniu do wielkości wioski, usłyszał wesoły śmiech
i pewien młody chłopiec z długimi czarnymi włosami i równie czerwonymi oczami,
uwiesił mu się na szyi. Chłopiec miał na oko sześć, może siedem lat. Mężczyzna
usłyszał również wesołe pozdrowienia, którymi uraczył go brunet.
-Wreszcie
wróciłeś! Wszyscy tęsknili!
-A
ty? – zadał pytanie mężczyzna, jednocześnie uśmiechając się łagodnie
-Ja
najbardziej! – chłopiec uśmiechnął się bardzo szeroko – W końcu powiedziałeś,
że jak tym razem wrócisz to mnie stąd zabierzesz!
-Tak
mówiłem?
-Tak!
-Hmm…
Nie mogę sobie przypomnieć… - mężczyzna udał zamyślenie
Czarnowłosy
zrobił obrażoną minę o odwrócił głowę w geście oznajmienia, że jest śmiertelnie
obrażony na starszego.
-Hahaha!
Żartuje, żartuje… Tylko się z tobą droczę.
Czerwono-włosy
zaśmiał się i poklepał młodzieńca po głowie. Ten odwrócił głowę w jego stronę,
a na twarzy miał uśmiech od ucha, do ucha.
-Niech
ci będzie. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale nie rozumiem dlaczego w ogóle musiałem
tu zostawać. – chłopiec zrobił lekko smutną minkę, ale zaraz z powrotem na jego
twarz wpłynął uśmiech
-Mówiłem
ci, musiałem pozałatwiać parę spraw. Kiedyś zrozumiesz.
-Kiedy?
-Jak
dorośniesz i będziesz duży.
-Jestem
duży! – oburzył się brunet
-Hai,
hai…
-…
To jak?!
-Hmm?
-Kiedy
ruszamy? – i znowu ten uśmiech
-Hahaha!
– mężczyzna roześmiał się głośno
-No
co?!
-Nic,
nic… Wyruszamy jutro rano. Biegnij się pakować i pożegnać z przyjaciółmi.
-Hai!
- brunet puścił mężczyznę i pobiegł w głąb wioski
Czerwono-włosy
usłyszał jak ktoś wołał chłopca, ale o dziwo nie dosłyszał imienia. Zaczął się
jakby oddalać w ciemność, która z nikąd pojawiła się za nim.
--- Teraźniejszość ---
Kyuubi
otworzył oczy i zorientował się, że to wszystko to był tylko sen.
-*Ale
dlaczego u licha teraz mi się TO śniło?* - pomyślał - *To źle wróży. Mam jakieś
dziwne przeczucie.*
Lis
postanowił zobaczyć jak radzi sobie Naruto. Chłopak wciąż biegł, ale był już
porządnie zmęczony. Bijuu postanowił się nad nim ulitować i powiedział mu, że
zaraz przed nim jest kolejna polanka, na której może odpocząć. Tak też młody
jinchuriki zrobił i po chwili był już w miejscu wskazanym przez lisa i
dosłownie padł na matkę ziemię. Lis westchnął tylko i w postaci chakry opuścił
ciało chłopaka, by zaraz potem wziąć nieprzytomnego blondyna na ręce/łapy i
położyć go pod drzewem. Wyciągnął z plecaka śpiwór, a następnie położył w nim
swojego nosiciela. Rozpalił ognisko, przygotował ramen w proszku, w razie gdyby
jego podopieczny się obudził i ponownie pogrążył się w swoich myślach patrząc w
tańczące w ognisku płomienie.
Po
jakiś 2 godzinach organizm Naruto na tyle wypoczął, by można było go obudzić.
Organizm, nie sam Namikaze, bo ten to mógłby spać 24/7 z króciutkimi przerwami
na posiłek i toaletę. Kiedy, więc niebieskooki otworzył swe morskie ślepia, od
razu wyczuł zapach ramen i uśmiechnął się szeroko w stronę człekopodobnej
chakry.
-Dzięki
Kurama!
Głos
blondyna wybudził demona z zamyślenia. Sam lis na jego dźwięk aż poskoczył.
Obrócił łeb w jego stronę z dosyć komiczną miną.
-O!
Już się obudziłeś?! – Kyuubi był wyraźnie zdezorientowany
-Nom!
Kurama… - lis odwrócił się w stronę ogniska
-Hmm?
-Co
jest?
-Nie
rozumiem. – demon ponownie spojrzał na Naruto
-Przecież
widzę, że coś jest nie tak. – Uzumaki miał poważną minę – Kyuu…
Demon
drgnął. Od czasu kiedy wymyślali te imiona, blondyn nie zwracał się do niego w
ten sposób. Popatrzył niepewnie na swojego podopiecznego, który zmarszczył brwi,
po czym westchnął.
-Naprawdę
nic takiego się nie dzieje. Nie martw się.
-Jak
mam się nie martwić, skoro tak dziwnie się zachowujesz?!
-Dziwnie?
-Zupełnie
jak nie ty! Jesteś jakiś nieobecny, reagujesz też jak nie ty, wzdychasz, nawet
nie powiedziałeś niczego złośliwego jak się obudziłem! W ogóle zachowujesz się
niespokojnie. Jakby cię coś niepokoiło. Jak spłoszone zwierzę, któremu wydaje
się, że drapieżnik jest blisko.
Chłopak
spuścił głowę opadając na podłoże. Nawet nie zauważył kiedy wstał. Natomiast demon
patrzył na niego zszokowany. Nigdy by się nie spodziewał po tym dzieciaku
czegoś takiego. Potrafił rozgryźć go od tak. I to w ciągu kilku chwil. Może
blondyn i spotkał się w swoim krótkim życiu z wieloma kłamstwami i czasami
potrafił je wyczuć, ale żeby coś takiego? Tego się Kitsune nie spodziewał. Ten
chłopak naprawdę jest niesamowity i pewnie jeszcze nie raz go zaskoczy, o czym
coraz bardziej bijuu się przekonuje. Pomimo swojego wieku, Naruto jest bardzo
dojrzały, bardziej niż nie jeden dorosły i potrafi zrozumieć nie tylko
człowieka, ale jak widać demona również. Kitsune uśmiechnął się lekko, w ten
swój lisi sposób, po czym w końcu się odezwał.
-Wiesz
Naruto? Może i masz pewnym sensie racje, ale… Nie wiem czemu… Po prostu miałem
pewien sen i zebrało mi się na wspominanie.
-Sen?
Dotyczył twojej przeszłości tak?
-Tak,
ale… - lis zaciął się
-Spokojnie.
Jak nie chcesz to nie mów, ale jak coś to zawsze możesz mi się wygadać. Cieszę
się, że po prostu powiedziałeś mi chociaż tyle. – blondyn również się uśmiechnął
-Ale
wiesz…
-Tak?
-Mam
jakieś takie dziwne, niepokojące mnie uczucie i sam nie wiem czemu.
-Heh…
Pewnie wkrótce się dowiemy.
-Yhym.
-A
na razie nie mamy powodów się tym martwić.
-Dzięki
młody.
-Za
co?
-Za
to, że tym razem to ty zagrałeś rolę ojca.
-Hę?
-Ale
wiesz… Wracając do tych złośliwości na „dzień dobry” to nie idzie ci dogodzić.
Jak się jest złośliwym, to chcesz żeby być miłym, a jak nie okazujesz
złośliwości to ci mówią, że coś z tobą nie tak! No wiesz ty co?!
-Denerwujesz
mnie…
-O!
Widzisz?!
-Grr…
Poza tym… Nie zmieniaj tematu!
-Cicho.
Jedz, a nie gadaj, bo ci wystygnie.
-Hehe…
Skoro tak się o to martwisz ojczulku, to czemu mnie zagadywałeś? – blondyn
wyszczerzył się baaaardzo szeroko
-Nani?!?!?!
(z jap. „co?!”/”co takiego?!”)
Kitsune
wydarł się jak głuchy na pustkowiu, a Namikaze zaczął się śmiać i kontynuował
posiłek udając, że go nie słyszy.
***
Ja:
Dobra ludziska. Koniec tego dobrego! Ja wiem, ja wiem… Pewnie znowu nudne i
głupie, że aż uczy więdną… Ale cóż… Nie jestem jakąś wspaniałą autorką i…
<milknie, bo widzi oniemiałych Yu i Itachiego> A wam co?
I:
Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że z nią coś jest nie tak?
Yu:
Obawiam się, że nie tylko ty…
Ja:
O co wam u licha chodzi co?!
I:
Emm… No więc… Po pierwsze: nie obrażasz się oraz nas, po drugie: nie rządzisz
się i jesteś dziwnie spokojna, po trzecie: nie wychwalasz się i jesteś skromna
co jest normalnie cudem!
Yu:
Po czwarte: masz dziwnie smętny humor i nie chce się się rozpisywać pod notką…
I:
Po piąte: Strasznie szybko napisałaś i dodałaś tą notkę…
Yu:
Po szóste: Jesteś dziwnie miła i nie zwalasz nic na nikogo, no i wreszcie po
siódme: sama, bez niczyjej interwencji, chcesz iść do lekcji! Co jest
nieprawdopodobne!
I:
Zapomniałeś dodać, że dzisiaj wstała sama, bez budzika i czyjejkolwiek
interwencji. Strasznie wcześnie jak na nią.
Yu:
Wolałem tego nie mówić, żeby nie zapeszyć.
I:
Taa… Też racja.
Ja:
Możecie się już uciszyć i dać mi dokończyć? -_-
I:
O! I nie przeklina!
Ja:
Itachi… Ja ci dobrze radzę… Wam obu… Nie wystawiajcie na próbę mojej
cierpliwości.
I&Yu:
<kiwają głowami>
Ja:
Tak, więc wracając do tematu… Jak obiecałam, a raczej chłopcy obiecali notkę
wstawiłam szybko i wbrew moim, ich i zapewne waszym również oczekiwaniom, nie
jest ona wcale taka krótka jak się spodziewaliśmy. Cóż… Szkoda tylko, że pod
poprzednią było tak mało komentarzy. A teraz bez dalszego przeciągania
pozdrawiam serdecznie i do następnej.