niedziela, 22 kwietnia 2012

One-shot (Ao no Exorcist) – poprawiona wersja

Witka! No, tak... Emm... Trochę mnie tutaj nie było i ten tego... No, ale miałam pewne sprawy do załatwienia i drobne problemy rodzinne. Oczywiście był w tym drobny udział lenistwa i braku weny, ale jak widać mi się udało dorwać do kompa na taki okres czasu by dodać rozdział. No... W tym przypadku One-shot'a ale cóż... No i przerzuciło mnie na pisanie o Ao no Exorcist trochę dłużej. Jak łatwo się domyślić One-shot jest właśnie o tym, więc ci co nie oglądali, lub tego nie lubią niech nie czytają. Nie zmuszam. Bo wiecie... Niektórzy mogą nie wiedzieć o co chodzi. Choć w sumie... Starczy! No dobra. Bez przeciągania już. Zapraszam do czytania!
***
„Ojciec i Syn”

Tokijski kościół. Miejsce święte i otwarte dla każdego potrzebującego. W tym miejscu już od 7 lat oprócz księży wychowywało się 2 chłopców. Nagle z budynku sakralnego wybiegł mały chłopiec mniej, więcej w tym właśnie wieku, a zaraz za nim drugi, który jednak zatrzymał się przy drzwiach lekko dysząc. Miał ciemne włosy, zielono-niebieskie oczy, okulary i charakterystyczne 3 pieprzyki pod lewym okiem. Drugi zaś, również miał ciemne włosy, jednak były one nieuczesane. Oczy z kolei miał niebieskie. Rysy twarzy były lekko zaostrzone jak na dziecko. W oczach tańczyły wesołe iskierki. Niebieskooki uśmiechał się wesoło. Wyglądał trochę na rozrabiakę, czy kogoś kto lubi psocić. Był odrobinę wyższy od zielonookiego. Chłopcy byli braćmi, bliźniakami. Wyższy był starszy, bardziej żywy i łatwo pakował się w kłopoty, a młodszy… Odwrotnie. Byli do siebie bardzo podobni, a jednocześnie tak różni.
Wkońcu młodszy z nich uspokoił się, wziął głęboki oddech i zawołał:
-Nii-san! Tata znowu będzie się martwić, jak nic mu nie powiesz!
-Daj spokój Yukio! – zawołał drugi z braci.
Chłopak nazwany „Yukio” już chciał coś powiedzieć, ale na jego głowie wylądowała czyjaś ciepła dłoń, która zmierzwiła mu włosy.
-Rin! Tylko nie odchodź za daleko! Bo Shiro znowu będzie musiał cię szukać.
Osobą, która wypowiedziała te słowa i uspokoiła Yukio był ksiądz z owego kościoła. Przyjaciel Shiro - ich ojca. Przybranego ojca. Fujimoto Shiro, bo tak się nazywał ich opiekun, również był księdzem. Specyficznym księdzem, bo zboczonym, palącym papierosy i pijących alkohol bez opamiętania, ale jednak księdzem.
Choć ich „ojciec” miał na nazwisko „Fujimoto”, oni nosili inne nazwisko „Okumura” – po rodzicach. A przynamniej tak im powiedziano. Nie wiedzieli czy to prawda,jednak to nie było ważne. Ważne było, że wszyscy mogli być razem.
Po słowach wypowiedzianych przez jednego z współbraci ojca Fujimoto, Rin tylko bardziej się wyszczerzył i pobiegł przed siebie, a jego otouto (z jap. młodszy brat) westchnął zrezygnowany.
-Chodź Yukio. Pomożesz mi.
Zakonnik odezwał się do młodszego Okumure ze szczerym uśmiechem na twarzy. Chłopak spojrzał na niego, po czym razem z duchownym udał się do wnętrza budynku.
Z kolei starszy z braci Okumura biegł już przez park. O tej porze było tu mało ludzi. Rin był z tego w pewien sposób zadowolony. Co prawda chciał się bawić z innymi dziećmi, ale zawsze ktoś go obrażał lub nazywał demonem. Przeważnie wywiązywała się z tego jakaś kłótnia, czy bójka. Wolał, więc unikać takich sytuacji. Jego brat i ojciec tak naprawdę go nie znali. Dlaczego? Bo przy nich zawsze zachowywał się beztrosko. Udawał wesołego i skorego do bójek. To drugie w pewnym sensie się zgadzało, ale to pierwsze… Co prawda przebywanie z przyjaciółmi jego ojca, z nim samym i z Yukio sprawiały mu radość, to jednak nigdy, aż tak. Udawał. Zawsze udawał głupka, żeby go zaakceptowano. Tylko czasami nie mógł się powstrzymać od pokazania komuś co o nim myśli. Co z tego,że ten ktoś był od niego starszy? Co z tego, że był silniejszy? Nie bał się go. Rin po prostu nie mógł pozwolić, żeby komuś na jego oczach stała się krzywda. W takiej sytuacji po prostu momentami tracił nad sobą panowanie. Chłopiec podbiegł do jednej z huśtawek, usiadł na niej i zaczął cicho nucić sobie jakąś,tylko jemu znaną melodią. Po kilku minutach usłyszał za sobą czyjeś kroki. Odwrócił się i co zobaczył? Szaro-białego wilka z intensywnie niebieskimi, bystrymi oczami, bardzo podobnymi do oczu młodego Okumury. W pierwszej chwili przeraził się i chciał uciekać, ale coś mówiło mu, że zwierzę nie zrobi mu krzywdy. Wilk wpatrywał się w niego z dziwnym spokojem i jakby zaciekawieniem w oczach, co jak na zwierzę było dość nietypowe. Na dodatek jakie dzikie zwierzę podeszłoby tak blisko do człowieka? I to z własnej woli!
Po chwili, która Rinowi wydawała się jakby niesamowitym zjawiskiem trwający mwiecznie, wilk spuścił głowę, a raczej pysk i wydał z siebie coś w rodzaju skowytu i szczeknięcia w jednym, a następnie położył łeb na łapach. W oczach, o ile to możliwe, można było zobaczyć bezgraniczny smutek i ból, a uszy opadły lekko. Niebieskooki z jakiegoś nieznanego powodu poczuł chęć „pocieszenia” i przytulenia zwierzęcia. Jakby w pewien sposób było mu bliskie. Postawił powoli jeden krok, a wilk z powrotem nastawił uszy z ciekawością i zdziwienie. Potem drugi krok, trzeci, czwarty… Aż w końcu siedmiolatek stał tuż przed dzikim mieszkańcem lasu. Wyciągnął przed siebie rękę i bez zawahania położył ją na pysku szaraka i uśmiechnął się szeroko. Jeśli wcześniej wilk był zdziwiony to po reakcji chłopca mało na zawał nie padł. Uśmiechnął się lekko, o ile wilk może się uśmiechnąć i przymknął lekko ślepia. Niebieskooki (ludź ^.^ - wybaczcie… nie mogłam się powstrzymać) wyszczerzył się jeszcze szerzej, usiadł przed „Puszkiem” – jak go w myślach nazwał – i przytulił go do siebie/wtulił się wniego (niepotrzebne skreślić). Przymknął powoli oczy robiąc się coraz bardziej sennym. Ale co mu się dziwić, skoro miał taką fajną, puchatą i żywą poduszkę^^? (Dodajmy jeszcze, że ciepłą <- żywą ;D) Kiedy jednak otworzył oczy okazało się, że jest już prawie ciemno.
Natychmiast zdał sobie sprawę, że usnął. Popatrzył na zwierzę, na którym zresztą tak dobrze mu się spało i uśmiechnął się wesoło. Dlaczego? Otóż wilk oddychał powoli, pochrapując lekko, jęzor zwisał mu z lekko uchylonego pyska, uszy miał wpół opuszczone, a łapy… cóż… Wyglądało to tak, że lewą łapę miał ułożoną przedsobą, a prawa podpierała pysk jakby był zwierzę było człowiekiem. Poza komiczna. Szczególnie, że to wilk, a zwisający jęzor dodawał temu i tak zabawnemu obrazowi, wizerunek głupoty. Siedmiolatek zachichotał i odsunął się od zwierzęcia, na co ten się poruszył i instynktownie otworzył ślepia. Kiedy dotarło już do jego zaspanego mózgu, że chłopak patrzy się na niego ledwo powstrzymując śmiech, natychmiast się zreflektował i przybrał pozę jak na „normalnego” wilka przystało, cały czas mając w oczach niepewność oraz zdenerwowanie. Jakby się obawiał reakcji chłopaka. Ten jednak zareagował dosyć… hmm… niespodziewanie i nietypowo. Bowiem przyłożył rękę do ust i zaczął się opętańczo śmiać, by zaraz po tym zwijać się już ze śmiechu po ziemi, trzymając się za brzuch.„Wilczek” popatrzył na niego zdezorientowany. Kiedy brunet w końcu się w miarę uspokoił, popatrzył na wilka smutnym wzrokiem, a Puszek miał minę podtytułem „WTF?!”. Cóż… Mało jaki człowiek, a tym bardziej siedmioletnie dziecko, ma takie gwałtowne zmiany nastroju jak kobieta w ciąży.
W końcu Okumura wstał, uśmiechnął się smutno i przytulił jeszcze raz do zwierzęcia. Tylko tym razem odrobinę mocniej. No krócej, bo dosyć szybko gopuścił.
Rin z niewesołą miną odezwał się pierwszy raz jak do tej pory. W każdym razie jeśli chodzi o spotkanie z wilkiem.
-Musze już iść. Shiro będzie się martwił. Mam nadzieję, że nic Ci się nie stanie. – powiedział trochę weselej, po czym dodał jeszcze jedno słowo – Arigato.
Siedmiolatek wyszczerzył ząbki, „zmierzwił” sierść wilka na łbie, odwrócił się i ruszył w kierunku domu. Zrobił zaledwie parę kroków, kiedy usłyszał za sobą donośny głos.
-To ja dziękuję Rin. Uważaj na siebie.
Chłopak zatrzymał się natychmiast i szybko odwrócił. Jednak nikogo tam nie zobaczył. Choć był pewien, że ktoś się tam wcześniej znajdował. Kilka kroków za nim. A teraz? Ani żywej duszy. Wilk również zniknął. Jedynym co zauważył przez ułamek sekundy, kiedy jeszcze odwracał się w kierunku usłyszanego głosu, był delikatny, błękitny błysk. Rozglądnął się jeszcze raz dookoła, ale kiedy i tym razem nic nie zauważył, skierował swe kroki ponownie w kierunku kościoła.
Wyszedł z parku i po kilku sekundach usłyszał czyjeś głosy za rogiem. Podszedł tam bardzo powoli, na paluszkach i wychylił się ledwie, bo ledwie zza murku. Jego oczom ukazało się dwóch mężczyzn ubranych dość specyficznie i zawzięcie dyskutujących o czymś. A, że zawsze był dzieckiem ciekawskim, postanowił odrobinę posłuchać.
-No i gdzie on do cholery jest Faust?! Wiesz ty w ogóle jak on wygląda?!
-Uspokój się. Widziałem tylko zdjęcie.
-Więc jak go masz zamiar rozpoznać?
-On mówił, że nie będzie z tym problemu.
-A nie mógł przyjść po nas osobiście?!
-Podobno coś ważnego się stało.
-Więc mógł podać adres i powiedzieć jak dojść!
Drugi z mężczyzn zamiast odpowiedzieć popatrzył tylko na swojego towarzysza, po czym najzwyczajniej w świecie uderzył go w tył głowy, tak, że ten się przewrócił, a oprawca wyglądał jakby zrobił to „od tak” odganiając tylko muchę. Innymi słowy niezbyt się przejął stanem swojego kolegi, do którego sam zresztą doprowadził.Rin postanowił przyjrzeć im się uważniej.
Pierwszy,ten który leżał na ziemi, był ubrany w większości na zielono. Ewentualnie bardzociemnozielono, jak w przypadku spodni. A skoro o nich mowa… Krótkie, prawieczarne, z ćwiekami. W podobnym stylu góra tylko trochę jaśniejsza . Pod spodniami – zielone „rajtuzy”, jak to młody Okumura określił. Na nogach również ciemnozielone buty, zadarte z przodu do góry. Na dłoniach czarne rękawiczki bez palców, sięgające za łokcie. Do spodni przyczepiony miał metalowy, bądź srebrny łańcuch. A fryzura… Brunet ledwo powstrzymał się od śmiechu. Zielone włosy, zaczesane w dziwny róg/szpikulec na czubku głowy. Im wyżej tym jaśniejszy odcień zieleni. Chłopakowi przypominał brokuła, czy jakieś inne zielone warzywo. Oczy? Nie widział ich, gdyż mężczyzna leżał na ziemi, twarzą do podłoża. Na oko wyglądał na mniej, więcej 20 lat. Niebieskooki skierował swoje słodkie oczęta (nie mogłam się powstrzymać ^^) na drugiego z nieznajomych, a pierwsza myśl jaka przyszła mu wtedy do głowy odnośnie tej osoby – „Cukierek”. Dlaczegóż to? Otóż mężczyzna był praktycznie cały ubrany na różowo. No, może z niewielkimi ilościami bieli. Spodnie jasno różowe, o dziwnym kształcie przypominającym bombkę choinkową. Kamizelka, koszula, rękawiczki, getry/rajstopy – wszystko na różowo-biało! Tylko, że w innych odcieniach. W przypadku tej ostatniej części ubioru, wzór również był… niestandardowy. W pionowe paski właśnie w tych dwóch kolorach. Buty koloru ciemno-różowego wpadającego w czerwień. Mężczyzna miał średniej długości czarno-fioletowe włosy i kozią bródkę. Oczy koloru żółto-zielonego. Na głowie również biało-różowy kapelusz w poziome, grube paski, a w ręce… różowa (a jakżeby inaczej), o przedziwnym kształcie parasolka, którą wymachiwał na wszystkie strony. Jego brokułowy towarzysz nazwał go Faust, ale dla Rina był „Cukierkową, różową kozą”(^^). Brakowało mu tylko rogów. Na oko miał może około 30 lat. Okumura z powrotem schował się za murem i już miał iść w swoja stronę, całkowicie niezauważony, jednak kiedy zrobił pierwszy krok, spod jego buta wydobył się trzask. Okazało się, że stanął na jakiejś starej butelce plastikowej. Natychmiast, zaraz za jego plecami, pojawiła się „Super dziwaczna dwójka”. Wręcz rodem z komiksu. Rin nie zwracając na nich uwagi podniósł butelkę i wrzucił do kosza obok. Mężczyźni popatrzyli się na niego dziwnie, a następnie starszy z nich odezwał się.
-Chłopcze,co tutaj robisz?
-Wracam do domu.
-Sam, o tak późnej godzinie?
-Yhym…
-A wiesz może mały, gdzie jest najbliższy kościół?
Tym razem odezwał się „Pan Jarzynka”, który masował się jednocześnie po głowie.
-Tak.
Brokuł podskoczył żywo i natychmiast znalazł się obok chłopca.
-O! To chodź! Pokażesz nam! – zawołał optymistycznie
-Nie znam was.
-…
Zielonowłosy chciał coś dodać, ale ponownie wylądował na ziemi, „niezauważalnie” i „lekko” popchnięty przez towarzysza, który i tym razem się nie przejął sytuacją kolegii zabrał głos.
-A możesz nam wskazać kierunek?
Trzydziestolatek uśmiechnął się (według niego) zachęcająco. Chłopiec popatrzył na niego przez chwilę dziwnym wzrokiem, po czym pokiwał głową na „tak”.
-Ale pod warunkiem, że mi pan na coś odpowie.
-Ależ oczywiście!
-Czemu ten pan wygląda jak brokuł?
To mówiąc niebieskooki wskazał na młodszego z mężczyzn. Miny obu z nich były komiczne.
Tak. Obu, gdyż młodszy z nich już wstał z ziemi. A kiedy dotarł do niego dokładny sens słów chłopca, zacisnął zęby, a z oczu puszczał błyskawice. Młodszy mężczyzna zrobił krok w kierunku siedmiolatka.
-Ty mały… Jak ty mnie…?!
Zielonowłosemu nie dane było dokończyć zdania, ani zrobić kolejnego kroku, bo ponownie jego twarz miała bliskie spotkanie z ziemią. Spowodowane i tym razem przez fioletowo-włosego towarzysza, który tym razem zrobił to bardziej ostentacyjnie. A następnie wyszczerzył się do Okumury.
-Nie przejmuj się nim mały. To idiota. To gdzie ten kościół? ^^
Brunet nie odpowiedział tylko znacząco spojrzał na leżącego na ziemi dwudziestolatka.
-Ah! No tak… Wygląda tak, bo to głupek ^^.
Rin popatrzył to na jednego, to na drugiego, a następnie odwrócił się i wskazał kierunek palcem, w którym panowie mieli, przynajmniej powinni się udać, aby dotrzeć do celu.
-Tam. W tamtym kierunku. Piętnaście do dwudziestu minut drogi.
Fioletowo-włosy uśmiechnął się wesoło, chwycił towarzysza za kołnierz i ruszył tam, gdzie mu pokazano nucąc sobie „pod nosem”. Rin popatrzył za nimi przez kilka sekund i skierował się do „domu” skrótem. Po około 10 minutach już był na miejscu. Przybrał na twarz mega wyszczerz i otwarł drzwi szeroko, z rozmachem krzycząc:
-Tadaima!!! (z jap. wróciłem) Co na kolację?!
Przy drzwiach natychmiast znaleźli się prawie wszyscy przebywający w budynku. Każdy z inną miną. Jedni ze zdziwioną, drudzy ze szczęśliwą, trzeci ze złą, a jeszcze inni z wyrazem ulgi na twarzy. Po chwili pojawił się też młodszy z braci Okumura – Yukio.
-Nii-san! Gdzie ty się podziewałeś?! Wszyscy się martwili! Tata nawet poszedł cię szukać! My tez chcieliśmy, ale nam nie pozwolił… - tu okularnik zrobił smutną minkę – W każdym bądź razie miałeś nie odchodzić za daleko! I wkrótce wrócić!
Bliźniak wymachiwał rękami we wszystkich kierunkach, cały czas krzycząc na starszego brata, który z kolei bez choćby najmniejszej przerwy, szczerzył się głupio nie zwracając najmniejszej uwagi na wrzaski brata.
Wywody młodszego brata przerwał jeden z ojców należących do tego opactwa.
-Yukio. Spokojnie.
-Ale…!
-Spokojnie… Shiro zaraz wróci. Już wysłałem mu wiadomość, że Rin się sam znalazł ^^. Ale muszę przyznać, że długo cię nie było Rin-chan. – ostatnie słowa ksiądz skierował do starszego z bliźniaków.
-Gomen,gomen… Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się późno.
Niebieskooki zaśmiał się wesoło, na co jego brat i zakonnicy zareagowali westchnięciem.
Po zaledwie dwóch minutach do budynku wpadł zziajany, cały czerwony na twarzy ze zmęczenia i złości mężczyzna, o szarych włosach – Shiro Fujimoto - ubrany jak reszta księży tam obecnych. Na nosie miał małe okrągłe okularki a na szyi srebrny krzyżyk.Jego wzrok natychmiast padł na nowo przybyłego.
-Riiiiiinnnn!!! Masz mi coś do powiedzenia chłopcze?!
-Shiro… Nie krzycz na niego. Da się to spokojnie załatwić.
Fujimoto całkowicie zignorował uwagę kolegi i cały czas wpatrywał się w chłopca. Ten popatrzył na niego i wykrzyknął nagle.
-Spotkałem wilka!
Chłopak wyszczerzył zęby jeszcze szerzej, a miny wszystkich innych wyrażały szok i zdezorientowanie. (No co? Nie dziwcie się. To dosyć nietypowa wymówka/usprawiedliwienie ^^) Po chwili takiego „zawieszenia” wszyscy wybuchli śmiechem. W końcu Shiro odezwał się ponownie.
-Rin… Ja mówię poważnie! Przestań natychmiast żartować! Gdzie byłeś?!
Niebieskooki nadął policzki obrażony.
-Ja nie żartuję! Mówię całkowicie poważnie! Byłem w parku i spotkałem wilka!
Teraz wszyscy byli cholernie przerażeni i zszokowani. Ojciec Fujimoto ponownie zabrał głos.
-R-rin…Jesteś pewien?
-Hai! Spotkałem go! Takiego szaro-białego! Dużego i puszystego fajnego wilczka!
-o_O Zaraz! Jak to puszystego?! Skąd wiesz?!
-Sprawdziłem!
Chłopak był zadowolony z siebie jak nigdy. A swoimi słowami zaszokował „rodzinę” jeszcze bardziej.
-Co zrobiłeś?! – wydarł się jego przybrany ojciec – Zbliżyłeś się do niego?!
-Yhym… Nic mi nie zrobił! Był taki milusi i w ogóle…
Shiro i reszta załamali ręce. Teraz mają potwierdzenie, że ten chłopiec przyciąga wszystko co nie bezpieczne jak magnes. A ten tylko się uśmiechał.
-Nigdy więcej tak nie rób dobra?
-Yhym… Ale był mięciutki! I miał niebieskie oczy! Takie jak ja! 
Wszyscy dorośli drgnęli nagle, jakby coś do nich dotarło. A gdzieś między nimi słychać było bardzo ciche: „Czyżby to był ON?” i „Mam nadzieję, że nie. Ale wszystko jest możliwe.”
-Czy jest jeszcze coś o czym nie wiem, a powinienem?
-Hmm… - chłopiec zamyślił się – No więc… Spotkałem jeszcze takich dwóch dziwnych panów, którzy szukali drogi do naszego kościoła.
-Tak? A dokładniej?
-Pana Ogórka lub Brokuła i Pana Cukierkową Różową Kozę!
-O_o Że jak?
W tym momencie drzwi otworzyły się, a w nich pojawili się dwaj mężczyźni, których wcześniej spotkał chłopiec. Niebieskooki zareagował natychmiast, krzycząc i szczerząc się jeszcze bardziej.
-O! To oni! Pan Brokuł i Pan Cukierkowa Różowa Koza!
Miny zarówno nowo przybyły, jak i domowników wyrażały wszelkie możliwe uczucia i miny. A Panu zielonemu i różowemu żyłki zaczęły niebezpiecznie pulsować na głowie nie wróżąc niczego dobrego. Kościelni wybuchli śmiechem. A młodszy z gości nie wytrzymał i praktycznie rzuciłby się na uśmiechniętego chłopca gdybynie szybka reakcja Shiro, który powstrzymał najpierw jego, a potem pana z parasolką, który już robił krok w kierunku niebieskookiego.
-Już, już… Spokojnie. Rin… Ci panowie to moi znajomi. Przyjechali mnie odwiedzić i poznać ciebie i brata. A ta dwójka – tu pokazał na Rina i Yukio - to Rin i Yukio.
Starszy z gości odezwał się jako pierwszy, bo drugi wciąż się uspokajał.
-Więc to jest ta dwójka co? My się już znamy prawda. – tu popatrzył na starszego Okumurę, a ten tylko pokiwał głową.
Fioletowo-włosemu ponownie zaczęła pulsować żyłka na czole. Jednak po chwili atmosfera się rozluźniła i wszyscy zasiedli do oczekiwanej (głównie przez Rina) kolacji. No może pomijając jeden fakt. Kiedy już jedli posiłek Rin dodał jeszcze, że nie wiedział, iż Shiro przyjaźni się z debilami i idiotami. Kiedy ten zapytał co ma na myśli, Okumura odpowiedział mu, że Starszy z ich gości tak nazwał młodszego. Dalszy ciąg zdarzeń pomińmy, bo był bardzo podobny do tego przy drzwiach, kiedy przyszli goście.
***
No to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Nie będę się tu rozpisywać, bo pewnie i tak nikt podpisów nie czyta. Dziękuję za wszelkie komentarze do tej pory. I jeszcze raz proszę. Wpisujcie się do księgi gości! Bo nie wiem kogo mam informować! I nie pod postami. KSIĘGA GOŚCI. Tam proszę napisać: adres e-mail, GG, blog czy jak kto woli. Choć wolałabym przez GG lub bloga. Nawet tych których informuje bez tego, bo mam z nimi dobry kontakt. Jeśli się te osoby nie wpiszą to mogę ich zapomnieć poinformować, więc jeszcze raz stosuję moją prośbę. To wszystko. Przepraszam za jakiekolwiek błędy (jeśli takowe są oczywiście) i pozdrawiam serdecznie.

sobota, 21 kwietnia 2012

One-shot (Ao no Exorcist)

Witka! No, tak... Emm... Trochę mnie tutaj nie było i ten tego... No, ale miałam pewne sprawy do załatwienia i drobne problemy rodzinne. Oczywiście był w tym drobny udział lenistwa i braku weny, ale jak widać mi się udało dorwać do kompa na taki okres czasu by dodać rozdział. No... W tym przypadku One-shot'a ale cóż... No i przerzuciło mnie na pisanie o Ao no Exorcist trochę dłużej. Jak łatwo się domyślić One-shot jest właśnie o tym, więc ci co nie oglądali, lub tego nie lubią niech nie czytają. Nie zmuszam. Bo wiecie... Niektórzy mogą nie wiedzieć o co chodzi. Choć w sumie... Starczy! No dobra. Bez przeciągania już. Zapraszam do czytania!
***
„Ojciec i Syn”

Tokijskikościół. Miejsce święte i otwarte dla każdego potrzebującego. W tym miejscu jużod 7 lat oprócz księży wychowywało się 2 chłopców. Nagle z budynku sakralnegowybiegł mały chłopiec mniej, więcej tym właśnie wieku, a zaraz za nim drugi,który jednak zatrzymał się przy drzwiach lekko dysząc. Miał ciemne włosy,zielono-niebieskie oczy, okulary i charakterystyczne 3 pieprzyki pod lewymokiem. Drugi zaś, również miał ciemne włosy, jednak były one nieuczesane. Oczyz kolei miał niebieskie. Rysy twarzy były lekko zaostrzone jak na dziecko. Woczach tańczyły wesołe iskierki. Niebieskooki uśmiechał się wesoło. Wyglądałtrochę na rozrabiakę, czy kogoś kto lubi psocić. Był odrobinę wyższy odzielonookiego. Chłopcy byli braćmi, bliźniakami. Wyższy był starszy, bardziejżywy i łatwo pakował się w kłopoty, a młodszy… Odwrotnie. Byli do siebie bardzopodobni, a jednocześnie tak różni.
Wkońcu młodszy z nich uspokoił się, wziął głęboki oddech i zawołał:
-Nii-san!Tata znowu będzie się martwić, jak nic mu nie powiesz!
-Dajspokój Yukio! – zawołał drugi z braci.
Chłopaknazwany „Yukio” już chciał coś powiedzieć, ale na jego głowie wylądowała czyjaściepłą dłoń, która zmierzwiła mu włosy.
-Rin!Tylko nie odchodź za daleko! Bo Shiro znowu będzie musiał cię szukać.
Osobą,która wypowiedziała te słowa i uspokoiła Yukio był ksiądz z owego kościoła.Przyjaciel Shiro - ich ojca. Przybranego ojca. Fujimoto Shiro, bo tak sięnazywał ich opiekun, również był księdzem. Specyficznym księdzem, bo zboczonym,palącym papierosy i pijących alkohol bez opamiętania, ale jednak księdzem.
Choćich „ojciec” miał na nazwisko „Fujimoto”, oni nosili inne nazwisko „Okumura” –po rodzicach. A przynamniej tak im powiedziano. Nie wiedzieli czy to prawda,jednak to nie było ważne. Ważne było, że wszyscy mogli być razem.
Posłowach wypowiedzianych przez jednego z współbraci ojca Fujimoto, Rin tylkobardziej się wyszczerzył i pobiegł przed siebie, a jego otouto (z jap. młodszybrat) westchnął zrezygnowany.
-ChodźYukio. Pomożesz mi.
Zakonnikodezwał się do młodszego Okumure ze szczerym uśmiechem na twarzy. Chłopakspojrzał na niego, po czym razem z duchownym udał się do wnętrza budynku.
Zkolei starszy z braci Okumura biegł już przez park. O tej porze było tu małoludzi. Rin był z tego w pewien sposób zadowolony. Co prawda chciał się bawić zinnymi dziećmi, ale zawsze ktoś go obrażał lub nazywał demonem. Przeważniewywiązywała się z tego jakaś kłótnia, czy bójka. Wolał, więc unikać takichsytuacji. Jego brat i ojciec tak naprawdę go nie znali. Dlaczego? Bo przy nichzawsze zachowywał się beztrosko. Udawał wesołego i skorego do bójek. To drugiew pewnym sensie się zgadzało, ale to pierwsze… Co prawda przebywanie zprzyjaciółmi jego ojca, z nim samym i z Yukio sprawiały mu radość, to jednaknigdy, aż tak. Udawał. Zawsze udawał głupka, żeby go zaakceptowano. Tylkoczasami nie mógł się powstrzymać od pokazania komuś co o nim myśli. Co z tego,że ten ktoś był od niego starszy? Co z tego, że był silniejszy? Nie bał się go.Rin po prostu nie mógł pozwolić, żeby komuś na jego oczach stała się krzywda. Wtakiej sytuacji po prostu momentami tracił nad sobą panowanie. Chłopiecpodbiegł do jednej z huśtawek, usiadł na niej i zaczął cicho nucić sobie jakąś,tylko jemu znaną melodią. Po kilku minutach usłyszał za sobą czyjeś kroki.Odwrócił się i co zobaczył? Szaro-białego wilka z intensywnie niebieskimi,bystrymi oczami, bardzo podobnymi do oczu młodego Okumury. W pierwszej chwiliprzeraził się i chciał uciekać, ale coś mówiło mu, że zwierzę nie zrobi mukrzywdy. Wilk wpatrywał się w niego z dziwnym spokojem i jakby zaciekawieniem woczach, co jak na zwierzę było dość nietypowe. Na dodatek jakie dzikie zwierzępodeszłoby tak blisko do człowieka? I to z własnej woli!
Pochwili, która Rinowi wydawała się jakby niesamowitym zjawiskiem trwającymwiecznie, wilk spuścił głowę, a raczej pysk i wydał z siebie coś w rodzajuskowytu i szczeknięcia w jednym, a następnie położył łeb na łapach. W oczach, oile to możliwe, można było zobaczyć bezgraniczny smutek i ból, a uszy opadłylekko. Niebieskooki z jakiegoś nieznanego powodu poczuł chęć „pocieszenia” iprzytulenia zwierzęcia. Jakby w pewien sposób było mu bliskie. Postawił powolijeden krok, a wilk z powrotem nastawił uszy z ciekawością i zdziwienie. Potemdrugi krok, trzeci, czwarty… Aż w końcu siedmiolatek stał tuż przed dzikimmieszkańcem lasu. Wyciągnął przed siebie rękę i bez zawahania położył ją napysku szarak i uśmiechnął się szeroko. Jeśli wcześniej był zdziwiony to poreakcji chłopca mało na zawał nie padł. Uśmiechnął się lekko, o ile wilk możesię uśmiechnąć i przymknął lekko ślepia. Niebieskooki (ludź ^.^ - wybaczcie…nie mogłam się powstrzymać) wyszczerzył się jeszcze szerzej, usiadł przed„Puszkiem” – jak go w myślach nazwał – i przytulił go do siebie/wtulił się wniego (niepotrzebne skreślić). Przymknął powoli oczy robiąc się coraz bardziejsennym. Ale co mu się dziwić, skoro miał taką fajną, puchatą i żywą poduszkę^^? (Dodajmy jeszcze, że ciepłą <- żywą ;D) Kiedy jednak otworzył oczyokazało się, że jest już prawie ciemno.
Natychmiastzdał sobie sprawę, że usnął. Popatrzył na zwierzę, na którym zresztą tak dobrzemu się spało i uśmiechnął się wesoło. Dlaczego? Otóż wilk oddychał powoli,pochrapując lekko, jęzor zwisał mu z lekko uchylonego pyska, uszy miał wpółopuszczone, a łapy… cóż… Wyglądało to tak, że lewą łapę miał ułożoną przedsobą, a prawa podpierała pysk jakby był człowiekiem. Poza komiczna.Szczególnie, że to wilk, a zwisający jęzor dodawał temu i tak zabawnemuobrazowi, wizerunek głupoty. Siedmiolatek zachichotał i odsunął się odzwierzęcia, na co ten się poruszył i instynktownie otworzył ślepia. Kiedydotarło już do jego zaspanego mózgu, że chłopak patrzy się na niego ledwopowstrzymując śmiech, natychmiast się zreflektował i przybrał pozę jak na„normalny” wilk, cały czas mając w oczach niepewność oraz zdenerwowanie. Jakbysię obawiał reakcji chłopaka. Ten jednak zareagował dosyć… hmm… niespodziewaniei nietypowo. Bowiem przyłożył rękę do ust i zaczął się opętańczo śmiać, byzaraz po tym zwijać się już ze śmiechu po ziemi, trzymając się za brzuch.„Wilczek” popatrzył na niego zdezorientowany. Kiedy brunet w końcu się wmiarę uspokoił, popatrzył na wilka smutnym wzrokiem, a Puszek miał minę podtytułem „WTF?!”. Cóż… Mało jaki człowiek, a tym bardziej siedmioletnie dziecko, ma takie gwałtowne zmiany nastroju jak kobieta w ciąży.
Wkońcu Okumura wstał, uśmiechnął się smutno i przytulił jeszcze raz dozwierzęcia. Tylko tym razem odrobinę mocniej. No krócej, bo dosyć szybko gopuścił.
Rinz niewesołą miną odezwał się pierwszy raz jak do tej pory. W każdym razie jeślichodzi o spotkanie z wilkiem.
-Muszejuż iść. Shiro będzie się martwił. Mam nadzieję, że nic Cisię nie stanie. –powiedział trochę weselej, po czym dodał jeszcze jedno słowo – Arigato.
Siedmiolatekwyszczerzył ząbki, „zmierzwił” sierść wilka na łbie, odwrócił się i ruszył wkierunku domu. Zrobił zaledwie parę kroków, kiedy usłyszał za sobą donośnygłos.
-Toja dziękuję Rin. Uważaj na siebie.
Chłopakzatrzymał się natychmiast i szybko odwrócił. Jednak nikogo tam nie zobaczył.Choć był pewien, że ktoś się tam wcześniej znajdował. Kilka kroków za nim. Ateraz? Ani żywej duszy. Wilk również zniknął. Jedynym co zauważył prze ułameksekundy, kiedy jeszcze odwracał się w kierunku usłyszanego głosu, byłdelikatny, błękitny błysk. Rozglądnął się jeszcze raz dookoła, ale kiedy i tymrazem nic nie zauważył, skierował swe kroki ponownie w kierunku kościoła.
Wyszedłz parku i po kilku sekundach usłyszał czyjeś głosy za rogiem. Podszedł tambardzo powoli, na paluszkach i wychylił się ledwie, bo ledwie zza murku. Jegooczom ukazało się dwóch mężczyzn ubranych dość specyficznie i zawzięciedyskutujących o czymś. A, że zawsze był dzieckiem ciekawskim, postanowiłodrobinę posłuchać.
-Noi gdzie on do cholery jest Faust?! Wiesz ty w ogóle jak on wygląda?!
-Uspokójsię. Widziałem tylko zdjęcie.
-Więcjak go masz zamiar rozpoznać?
-Onmówił, że nie będzie z tym problemu.
-Anie mógł przyjść po nas osobiście?!
-Podobnocoś ważnego się stało.
-Więcmógł podać adres i powiedzieć jak dojść!
Drugiz mężczyzn zamiast odpowiedzieć popatrzył tylko na swojego towarzysza, po czymnajzwyczajniej w świecie uderzył go w tył głowy, tak, że ten się przewrócił, aoprawca wyglądał jakby zrobił to „od tak” odganiając tylko muchę. Innymi słowyniezbyt się przejął stanem swojego kolegi, do którego sam zresztą doprowadził.Rin postanowił przyjrzeć im się uważniej.
Pierwszy,ten który leżał na ziemi, był ubrany w większości na zielono. Ewentualnie bardzociemnozielono, jak w przypadku spodni. A skoro o nich mowa… Krótkie, prawieczarne, z ćwiekami. W podobnym stylu góra tylko trochę jaśniejsza . Podspodniami – zielone „rajtuzy”, jak to młody Okumura określił. Na nogach równieżciemnozielone buty, zadarte z przodu do góry. Na dłoniach czarne rękawiczki bezpalców, sięgające za łokcie. Do spodni przyczepiony miał metalowy, bądź srebrnyłańcuch. A fryzura… Brunet ledwo powstrzymał się od śmiechu. Zielone włosy,zaczesane w dziwny róg/szpikulec na czubku głowy. Im wyżej tym jaśniejszyodcień zieleni. Chłopakowi przypominał brokuła, czy jakieś inne zielonewarzywo. Oczy? Nie widział ich, gdyż mężczyzna leżał na ziemi, twarzą dopodłoża. Na oko wyglądał na mniej, więcej 20 lat. Niebieskooki skierował swojesłodkie oczęta (nie mogłam się powstrzymać ^^) na drugiego z nieznajomych, apierwsza myśl jaka przyszła mu wtedy do głowy odnośnie tej osoby – „Cukierek”.Dlaczegóż to? Otóż mężczyzna był praktycznie cały ubrany na różowo. No, może zniewielkimi ilościami bieli. Spodnie jasno różowe, o dziwnym kształcieprzypominającym bombkę choinkową. Kamizelka, koszula, rękawiczki,getry/rajstopy – wszystko na różowo-biało! Tylko, że w innych odcieniach. Wprzypadku tej ostatniej części ubioru, wzór również był… niestandardowy. Wpionowe paski właśnie w tych dwóch kolorach. Buty koloru ciemnoróżowegowpadającego w czerwień. Mężczyzna miał średniej długości czarno-fioletowe włosyi kozią bródkę. Oczy koloru żółto-zielonego. Na głowie również biało-różowykapelusz w poziome, grube paski, a w ręce… różowa (a jakżeby inaczej), oprzedziwnym kształcie parasolka, którą wymachiwał na wszystkie strony. Jegobrokułowy towarzysz nazwał go Faust, ale dla Rina był „Cukierkową, różową kozą”(^^). Brakowało mu tylko rogów. Na oko miał może około 30 lat. Okumura z powrotemschował się za murem i już miał iść w swoja stronę, całkowicie niezauważony,jednak kiedy zrobił pierwszy krok, spod jego buta wydobył się trzask. Okazałsię, że stanął na jakiejś starej butelce plastikowej. Natychmiast, zaraz zajego plecami, pojawiła się „Super dziwaczna dwójka”. Wręcz rodem z komiksu. Rinnie zwracając na nich uwagi podniósł butelkę i wrzucił do kosza obok.Mężczyźnie popatrzyli się na niego dziwnie, a następnie starszy z nich odezwałsię.
-Chłopcze,co tutaj robisz?
-Wracamdo domu.
-Sam,o tak późnej godzinie?
-Yhym…
-Awiesz może mały, gdzie jest najbliższy kościół?
Tymrazem odezwał się „Pan Jarzynka”, który masował się jednocześnie po głowie.
-Tak.
Brokułpodskoczył żywo i natychmiast znalazł się obok chłopca.
-O!To chodź! Pokażesz nam! – zawołał optymistycznie
-Nieznam was.
-…
Zielonowłosychciał coś dodać, ale ponownie wylądował na ziemi, „niezauważalnie” i „lekko”popchnięty przez towarzysza, który i tym razem się nie przejął sytuacją kolegii zabrał głos.
-Amożesz nam wskazać kierunek?
Trzydziestolatekuśmiechnął się (według niego) zachęcająco. Chłopiec popatrzył na niego przezchwilę dziwnym wzrokiem, po czym pokiwał głową na „tak”.
-Alepod warunkiem, że mi pan na coś odpowie.
-Ależoczywiście!
-Czemuten pan wygląda jak brokuł?
Tomówiąc niebieskooki wskazał na młodszego z mężczyzn. Miny obu z nich byłykomiczne. 
Tak.Obu, gdyż młodszy z nich już wstał z ziemi. A kiedy dotarł do niego dokładnysens słów chłopca, zacisnął zęby, a z oczu puszczał błyskawice. Młodszymężczyzna zrobił krok w kierunku siedmiolatka.
-Tymały… Jak ty mnie…?!
Zielonowłosemunie dane było dokończyć zdania, ani zrobić kolejnego kroku, bo ponownie jegotwarz miała bliskie spotkanie z ziemią. Spowodowane i tym razem przezfioletowo-włosego towarzysza, który tym razem zrobił to bardziej ostentacyjnie.A następnie wyszczerzył się do Okumury.
-Nieprzejmuj się nim mały. To idiota. To gdzie ten kościół? ^^
Brunetnie odpowiedział tylko znacząco spojrzał na leżącego na ziemi dwudziestolatka.
-Ah!No tak… Wygląda tak, bo to głupek ^^.
Rinpopatrzył to na jednego, to na drugiego, a następnie odwrócił się i wskazałkierunek palcem, w którym panowie mieli, przynajmniej powinni się udać, abydotrzeć do celu.
-Tam.W tamtym kierunku. Piętnaście do dwudziestu minut drogi.
Fioletowo-włosyuśmiechnął się wesoło, chwycił towarzysza za kołnierz i ruszył tam, gdzie mupokazano nucąc sobie „pod nosem”. Rin popatrzył za nimi przez kilka sekund iskierował się do „domu” skrótem. Po około 10 minutach już był na miejscu.Przybrał na twarz mega wyszczerz i otwarł drzwi szeroko, z rozmachem krzycząc:
-Tadaima!!!(z jap. wróciłem) Co na kolację?!
Przydrzwiach natychmiast znaleźli się prawie wszyscy przebywający w budynku. Każdyz inną miną. Jedni ze zdziwioną, drudzy ze szczęśliwą, trzeci ze złą, a jeszczeinni z wyrazem ulgi na twarzy. Po chwili pojawił się też młodszy z braciOkumura – Yukio.
-Nii-san!Gdzie ty się podziewałeś?! Wszyscy się martwili! Tata nawet poszedł cię szukać!My tez chcieliśmy, ale nam nie pozwolił… - tu okularnik zrobił smutną minkę – Wkażdym bądź razie miałeś nie odchodzić za daleko! I wkrótce wrócić!
Bliźniakwymachiwał rękami we wszystkich kierunkach, cały czas krzycząc na starszegobrata, który z kolei bez choćby najmniejszej przerwy, szczerzył się głupio niezwracając najmniejszej uwagi na wrzaski brata.
Wywodymłodszego brata przerwał jeden z ojców należących do tego opactwa.
-Yukio.Spokojnie.
-Ale…!
-Spokojnie…Shiro zaraz wróci. Już wysłałem mu wiadomość, że Rin się sam znalazł ^^. Alemusze przyznać, że długo cię nie było Rin-chan. – ostatnie słowa ksiądzskierował do starszego z bliźniaków.
-Gomen,gomen… Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się późno.
Niebieskookizaśmiał się wesoło, na co jego brat i zakonnicy zareagowali westchnięciem.
Pozaledwie dwóch minutach do budynku wpadł zziajany, cały czerwony na twarzy zezmęczenia i złości mężczyzna, o szarych włosach – Shro Fujimoto - jak resztaksięży tam obecnych. Na nosie miał małe okrągłe okularki a na szyi srebrny krzyżyk.Jego wzrok natychmiast padł na nowoprzybyłego.
-Riiiiiinnnn!!!Masz mi coś do powiedzenia chłopcze?!
-Shiro…Nie krzycz na niego. Da się to spokojnie załatwić.
Fujimotocałkowicie zignorował uwagę kolegi i cały czas wpatrywał się w chłopca. Tenpopatrzył na niego i wykrzyknął nagle.
-Spotkałemwilka!
Chłopakwyszczerzył zęby jeszcze szerzej, a miny wszystkich innych wyrażały szokizdezorientowanie. Po chwili takiego „zawieszenia” wszyscy wybuchli śmiechem. Wkońcu Shiro odezwał się ponownie.
-Rin…Ja mówię poważnie! Przestań natychmiast żartować! Gdzie byłeś?!
Niebieskookinadał policzki obrażony.
-Janie żartuję! Mówię całkowicie poważnie! Byłem w parku i spotkałem wilka!
Terazwszyscy byli cholernie przerażeni i zszokowani. Ojciec Fujimoto ponownie zabrałgłos.
-R-rin…Jesteś pewien?
-Hai!Spotkałem go! Takiego szaro-białego! Dużego i puszystego fajnego wilczka!
-o_OZaraz! Jak to puszystego?! Skąd wiesz?!
-Sprawdziłem!
Chłopakbył zadowolony z siebie jak nigdy. A swoimi słowami zaszokował „rodzinę”jeszcze bardziej.
-Cozrobiłeś?! – wydarł się jego przybrany ojciec – Zbliżyłeś się do niego?!
-Yhym…Nic mi nie zrobił! Był taki milusi i w ogóle…
Shiroi reszta załamali ręce. Teraz mają potwierdzenie, że ten chłopiec przyciągawszystko co nie bezpieczne jak magnes. A ten tylko się uśmiechał.
-Nigdywięcej tak nie rób dobra?
-Yhym…Ale był mięciutki! I miał niebieskie oczy! Takie jak ja! 
Wszyscydorośli drgnęli nagle, jakby coś do niech dotarło. A gdzieś między nimi słychaćbyło bardzo ciche: „Czyżby to był ON?” i „Mam nadzieję, że nie. Ale wszystkojest możliwe.”
-Czyjest jeszcze coś o czym nie wiem, a powinienem?
-Hmm…-chłopiec zamyślił się – No więc… Spotkałem jeszcze takich dwóch dziwnych panów,którzy szukali drogi do naszego kościoła.
-Tak?A dokładniej?
-PanaOgórka lub Brokuła i Pana Cukierkową Różową Kozę!
-O_oŻe jak?
Wtym momencie drzwi otworzyły się, a w nich pojawili się dwaj mężczyźni, którychwcześniej spotkał chłopiec. Niebieskooki zareagował natychmiast krzycząc iszczerząc się jeszcze bardziej.
-O!To oni! Pan Brokuł i Pan Cukierkowa Różowa Koza!
Minyzarówno nowo przybyły, jak i domowników wyrażały wszelkie możliwe uczucia iminy. A Panu zielonemu i różowemu żyłki zaczęły niebezpiecznie pulsować nagłowie nie wróżąc niczego dobrego. Kościelni wybuchli śmiechem. A młodszy zgości nie wytrzymał i praktycznie rzuciłby się na uśmiechniętego chłopca gdybynie szybka reakcja Shiro, który powstrzymał najpierw jego, a potem pana zparasolką, który już robił krok w kierunku niebieskookiego.
-Już,już… Spokojnie. Rin… Ci panowie to moi znajomi. Przyjechali mnie odwiedzić ipoznać ciebie i brata. A ta dwójka –tu pokazał na Rina i Yukio - to Rin uYukio.
Starszyz gości odezwał się jako pierwszy, bo drugi wciąż się uspokajał.
-Więcto jest ta dwójka co? My się już znamy prawda. – tu popatrzył na starszegoOkumurę, a ten tylko pokiwał głową.
Fioletowo-włosemuponownie zaczęła pulsować żyłka na czole. Jednak po chwili atmosfera sięrozluźniła i wszyscy zasiedli do oczekiwanej (głównie przez Rina) kolacji. Nomoże pomijając jeden fakt. Kiedy już jedli posiłek Rin dodał jeszcze, że niewiedział, iż Shiro przyjaźni się z debilami idiotami. Kiedy ten zapytał co mana myśli, Okumura odpowiedział mu, że Starszy z ich gości tak nazwał młodszego.Dalszy ciąg zdarzeń pomińmy, bo był bardzo podobny do tego przy drzwiach, kiedyprzyszli goście.
***
No to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Nie będę się tu rozpisywać, bo pewnie i tak nikt podpisów nie czyta. Dziękuję za wszelkie komentarze do tej pory. I jeszcze raz proszę. Wpisujcie się do księgi gości! Bo nie wiem kogo mam informować! I nie pod postami. KSIĘGA GOŚCI. Tam proszę napisać: adres e-mail, GG, blog czy jak kto woli. Choć wolałabym przez GG lub bloga. Nawet tych których informuje bez tego, bo mam z nimi dobry kontakt. Jeśli się te osoby nie wpiszą to mogę ich zapomnieć poinformować, więc jeszcze raz stosuję moją prośbę. To wszystko. Przepraszam za jakiekolwiek błędy (jeśli takowe są oczywiście) i pozdrawiam serdecznie.