niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział XXIII - Los i przypadek

Witam! Tak, wiem... nawaliłam. Niestety rozdział napisałam dopiero we wtorek w nocy. A raczej w nocy z wtorku na środę. O 5 nad ranem... Natomiast ilekroć wchodziłam tutaj i patrzyłam kiedy ostatnio był rozdział, tym bardziej się wstydziłam cokolwiek dodać. To takie błędne koło.

Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze tu zaglądają. Ale serio - nie będę się tłumaczyć, bo wątpię by ktoś chciał tego słuchać.

Dodatkowo nie mogę pisać na moim komputerze na onecie. Dosłownie cudem udało mi się przepisać ten rozdział, ponieważ dorwałam się na chwilę do PC. Ale to i tak mnie nie usprawiedliwia. A teraz zapraszam do czytania!
***

W życiu spotyka nas wiele rzeczy, na które często nie mamy wpływu. Los miesza nam w życiu, wplątuje w sytuacja, w których nie chcieliśmy się znaleźć. Nazywamy to przypadkiem, lub zrządzeniem losu.

Ale większość naszych doświadczeń wynika z drobnych, pojedynczych i pozornie nic nieznaczących, małych wybórów. Ludzkie losy przeplatają się ze sobą, łączac nic nieświadomych ludzi. Często też decyzje inncyh ludzi są powodem czyjejś innej, zupełnie nieprzewidzianej sytuacji.

Naruto otworzył powoli oczy, ale jedynym co zobaczył była ciemność. Głowa bolała go okropnie, a ręce ścierpły. Ale kiedy chciał nimi poruszyć, dowiedział się czemu. Był skuty. Ktoś przyczepił mu do nadgarstków kajdany i umocował je wysoko nad jego głową. Szybko odtworzył ostatni bieg wydarzeń i już wiedział, że został porwany przez owego mężczyznę z biblioteki. Pytanie tylko - po co? Po dłuższym zastanowieniu doszedł jednak do wniosku, że może lepiej nie wiedzieć.

Jednak jak na zawołanie, czy po prostu przez czystą złośliwość losu, chłopak usłyszał szczęk zamka, a po chwili na jego osobę padł strumień światła, boleśnie raniąc go w oczy.

-Widzę, że sie obudziłeś. - Naruto usłyszał chrapliwy głos, jakby właściciel od lat nie wypowiedział ani słowa - To dobrze. Wyjaśnisz mi parę spraw.

Oczy Naruto z ledwością przyzwyczaiły się do ostrego światła, jednak mężczyzna zamknął drzwi i pomieszczenie znowu pogrążyło się w ciemności. Blondyn czuł się jakby oślepł. Odruchowo szarpnął rękami, a łańcuchy zadźwięczały nieprzyjemnie. Zamrugał oczami starając się choć trochę przyzwyczaić wzrok do panującego wokół mroku, ale nadaremnie.

W momencie kiedy chciał coś powiedzieć, poczuł jak porywacz łapie go za szyję i jeszcze bardziej przyciska do ściany. Naruto przemknęło przez mysl, że nawet nie słyszał jego kroków.

-Czułem od ciebie tego cholernego lisa, tego jestem pewien. - mężczyzna odezwał się cicho, ale Naruto te słowa przypominały warczenie jakiegoś dzikiego zwierza i sprawiły, że zadrżał mimowolnie. Zamknął oczy, ale zobaczył obraz ze swojego dzieciństwa, gdy zalały go wspomnienia podobnych sytuacji. Zaczął wpadać w panikę, a mężczyzna kontynuował. - Ale z jakiegoś powodu nie ma go w tobie. Gdzie on jest gówniarzu? - syknął. Naruto milczał. Mężczyzna prychnął rozeźlony i mocniej ścisnął szyję
młodego Namikaze. Naruto nie mógł oddychać. Poczuł jak łzy zbierają mu się w oczach. Zastanawiał się jednak, czego ta istota mogła chcieć od Kuramy. Nie myślał o tym, że sam może zginąć, ale właśnie o lisie. - Pytam gdzie jest Kyuubi no Kitsune?! Odpowiadaj! - z gardła Naruto wydobył się charkot i mężczyzna go puścił, ale usłyszał inną odpowiedź niż planował

-Spadaj. Nigdy ci nie powiem. - prychnął, kiedy już odzyskał oddech i płuca przestały go tak bardzo boleć.

Mężczyzna milczał. Czekał tyle lat, aż tu nagle, kiedy mógł dorwać tego lisa, jakiś dzieciak staje mu na drodze myśląc, że może mu się stawiać. Ale on był cierpliwy. Miał swoje sposoby by uzyskać informacje.

-I tak mi wkrótce powiesz. - rzucił jeszcze mężczyzna, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Naruto został sam w mroku. A teraz owy mrok wydał mu się bardziej przerażający niż kiedykolwiek wcześniej. Bał się. Bardziej niż kiedykolwiek, bo nie wiedział nic. Zaczynając od tego gdzie jest i nic nie widzi, przez tożsamość porywacza, a kończąc na jego porachunkach z Kyuubim i tym co może nastąpić w najbliższym czasie. Panikował. I jedynym czego w tej panice pragnął, to tego żeby Kurama pojawił się i go stąd zabrał. Najlepiej mówiąc dodatkowo, że to tylko trening lub głupi żart. Albo iluzja
bądź sen.

Sasuke czytał jakiś zwój o technikach katon, a Kyuubi jak zwykle dostawał nerwicy i szału, zachowując się jak rozhisteryzowana kobieta w ciąży, której jedno dziecko nie wróciło na noc. Ryuuji natomiast już nie wiedział czy ma się śmiać, płakać, czy załamywać ręce. Jego brat zachowywał się doprawdy komicznie, ale jego ojcowsko-macierzyński instynkt zaczął się już robić męczący. A to dopiero był początek.

Młody Uchiha zerkał co jakiś czas na czerwonowłosego demona, kiedy ten zanadto się do niego zbliżał w swym "rodzicielskim szale". Wciąż im nie ufał i każdy z nich to wiedział.

Na początku o mało nie wyśmiał ich, ale widząc poważne miny całej trójki zrozumiał, że nie żartują. Kurama i Ryuuji byli demonami, a starszy na dodatek okazał się dziewięcioogoniastym lisim demonem, który zaatakował niegdyś Konohę. I który został zapieczętowany w Naruto. Sasuke przetrawił to w pełni dopiero po kilku dniach. Nie rozumiał jakim cudem Naruto wpadł na pomysł wupyszczenia lisa, ale nie wnikał w to. Musiał mieć jakiś powód. A ci dwaj byli ważnie dla Naruto. Ale mimo to Sasuke nie
mógł im w pełni zaufać. Bo jak miał zaufać demonom? Istotom, które na dodatek wyglądały teraz zupełnie niepozornie, niczym zwykli ludzie. To jeszcze bardziej sprawiało, że Uchiha nie wiedział czego się po nich spodziewać.  A świadomość, że jednym z nich jest Kyuubi no Kitsune... chodzący sobie swobodnie na wolności zwykłymi ulicami, pośród innych ludzi... przerażała go. Jak miał od tak zaufać obcym dla niego osobom? A co dopiero demonom. I to jeszcze zachowującym się w tak irracjonalny sposób?

Ale Uchiha ufał Naruto, a on z kolei dwójce demonicznych braci. Dlatego Sasuke starał się ich zaakceptować. Nawet jeśli jeden z nich zachowywał się jak szalony. Sasuke miał tylko nadzieję, że Uzumaki, a raczej teraz Namikaze, nie miał przez nich namieszane w głowie. I chociaż to by wiele tłumaczyło, to Sasuke wiedział, że Naruto już nie da sobą manipulować. Nie po tym wszystkim, co zrobiła mu Konoha. Z trzecim na czele.

I Sasuke również nie miał zamiaru im tego zapomnieć. Nigdy nie zapomni krzywd, jakie wyrządzili jemu i jego najbliższemu przyjacielowi. Nie wiedział co prawda jaki dokładnie cel ma Naruto, ani czy on wybaczy Trzeciemu i mieszkańcom wioski, ale to nie było ważne. Sasuke miał zamiar już zawsze go wspierać, nieważne co by się działo, lub jaką Naruto podjąłby decyzję. Tym razem nie miał zamiaru dać się głupio podpuścić i wdać w zaplanowaną przez Naruto kłótnię, ale będzie zawsze stał u jego boku.

Widział, że jego przyjaciel się zmienił, ale nie mógł określić czy na dobre czy złe. Nie wiedział też czy demoniczne rodzeństwo jest z tym jakoś powiązane, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Co oprócz zdrady zmieniło Naruto? Tego Sasuke nie wiedział. Albo raczej nie był pewien. Czy poznanie prawdy mogło mieć aż tak duży wpływ? Czy może to kolejna manipulacja? I dlaczego Uzumaki tak bardzo ufa tej dwójce? Sasuke ciężko było zaufać komukolwiek innemu niż Naruto i Itachi, a teraz tym bardziej. A to
Namikaze przeżył gorsze rzeczy. To przed nim ukrywano prawdę całe życie, to jego nienawidzono i traktowano jak potwora. Jego obwiniano o śmierć bliskich... o wszystko. Więc jak mógł tak łatwo zaufać? Uchiha nie mógł sobie nawet wyobrazić co czuł Naruto, nawet jeśli ten wszystko mu opowiedział. A co za tym idzie, nie mógł też w pełni zrozumieć niektórych zachowań przyjaciela, w tym tego wielkiego zaufania wobec demonów. Zresztą niemożliwym jest wiedzieć wszystko o danej osobie, nie będąc nią.
Ale Sasuke nie miał zamiaru tak tego zostawiać. Planował ponownie zrozumieć swojego przyjaciela tak bardzo, jak to możliwe.



-Ryuuji! - zawył w pewnym momencie Kurama - Ja na serio się martwię! Coś jest nie tak! Naru nie daje znaku życia i okropnie się spóźnia.

-Dostaję już przez ciebie migreny. - jęknął Ryuuji - W porządku, poszukamy go. Sasuke-kun? - zwrócił sie do bruneta - Idziesz z nami?

-Oczywiście. - odpowiedź padła natychmiastowo.

-W takim razie chodźmy! - zawołał Kurama, zrywając się i kierując do wyjścia.

-Uspokój się nii-san. Na razie chodźmy do biblioteki. Może wciąż tam siedzi, znowu zapomniawszy o bożym świecie.

-A jeśli nie? - Ryuuji westchnął słysząc w głosie brata coraz więcej niepokoju.

-Nie szalej. Na razie nie ma co gdybać. Chodźmy, tylko spokojnie. Nie chcemy zwracać niczyjej uwagi.

-Dobrze. - odparli równo Sasuke i Kurama, a potem zmierzyli się wzrokiem.

Jak zdecydowali, tak zrobili. Jednak w bibliotece nie było Naruto. Ryuuji grzecznie zapytał urzedującą tam młodą kobietę, czy widziała małego blondyna o dużych, niebieskich oczach, który notabene powinien odwiedzać to miejsce dość często. I faktycznie, był tam i dziś, ale wyszedł dobre kilka godzin wcześniej. Kurama zamarł, a Sasuke miał złe przeczucia odnośnie tego wszystkiego. Wiedział, że jeśli nie znajdą go na żadnym odosobnionym polu treningowym, to oznaczało, że coś się stało,

-Mam złe, przeczucia. - mruknął cicho Kurama, kiedy opuścili bibliotekę, jednocześnie wypowiadając na głos myśli, które krążyły po głowie Sasuke

-Nawet tak nie mów Kuu-nii! - zawołał Ryuuji, a Kyuubi zamrugał zaskoczony.

-Jak mnie nazwałeś? - wydukał

-E... Kuu-nii? - Ryuuji potarł nerwowo szyję.

-Od wieków mnie tak nie nazywałeś. Byłeś taki mały...

-Czy możemy się skupić na szukaniu Naruto? - wtrącił się Sasuke, jednocześnie nie będąc do końca pwenym, czy chce słuchać tej braterskiej konwersacji. Ryuuji zaśmiał się nerwowo, a Kyuubi znowu dostał ataku histerii.

-Co wy na to, żeby coś zjeść? - zawołała Temari z kuchni. W lodówce zionęło pustką, wszystkie szybkie dania zostały zjedzone, a to co zostało w szafkach nie nadawało się do niczego. Właściwie Temari nawet nie mogła tego jasno zidentyfikować.

-Jestem za! - oddparł Kankuro wychylając sie zza kanapy - Gaara co ty na to żeby zjeść tym razem pizze?

Ale Kankuro nie dostał odpowiedzi. Gaarze zdarzało się miec lepsze i gorsze dni. Ale nawet w czasie tych gorszych przynajmniej coś by odmruknął. Kankuro przeniósł wzrok na brata skulonego w fotelu i zamarł. Najmłodszy z rodzeństwa Sabaku siedział prawie tak jak wcześniej... no właśnie - prawie. Dłonie miał zaciśnięte i wplecione we włosy, a minę jakby coś rozsadzało go od środka. Albo jego czaszkę.

-Gaara? - na niepewny głos Kankuro , Temari wychyliła się ponownie z kuchni, wpatrując się w brata z niepokojem - Co ci jest?

-Co się dzieje?! Gaara! - spanikowana Temari natychmiastp podbiegła do brata - Kankuro! Co się stało?!

-Nie wiem! Jestem równie zaskoczony i zdezorientowany co ty! Nie odpowiadała, a kiedy na neigo spojrzałem był już w tym stanie.

-Gaara! Słszysz mnie? - Temari drżącymi rękami obejmowała brata - Czy to Shukaku? Sprawia ci ból? To jego sprawka? - próbowała dalej, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Gaara nawet nie drgnął. Dalej kurczowo zaciskał pięści, skulony w fotelu.

Ani Temari, ani Kankuro nie widzieli go jeszcze w takim stanie. Żadne z nich nie przypominało też sobie, żeby Shukaku posunął się aż tak daleko. Owszem krzywdził Gaare, groził mu, straszył, wywoływał koszmarne wizje, nie dawał spać. Ale nigdy jeszcze nie sprawił swojemu nosicielowi takiego bólu.

Ale demon też cierpiał, choć rodzeństwo Sabaku nie mogło o tym wiedzieć. Wył w swojej klatce, odczuwając okropny ból. Ale nie był to ból fizyczny. Coś bardziej jakby... ktoś rozdzierał mu duszę. Albo coś jej odpowiadającego, bo duszy jako takiej nie miał. Tak przynajmniej uważał.

I shukaku nie miał duszy. Bo demony nie posiadają duszy. Może kiedyś ją miał, może wszyscy kiedyś ją mieli, ale już dawno utracili. Utracili ją wraz z utratą człowieczeństwa. Ale czasem odnosił wrażenie, że ludzie są znacznie gorsi nawet od demonów. Czym więc jest demon? Istotą obdarzoną mocą, przepełnioną gniewem, nienawiścią i pożadaniem? Oddaną swojemu celowi i głeboko przywiązaną.

Czy Shukaku taki był? Owszem. Ale według niego to Kyuubi był najbardziej ludzki, a co za tym idzie najbardziej demoniczny. Możnaby go właściwie nazwać doskonalszą formą od nich wszystkich, potężniejszą. Prawdziwa ironia losu. Ale to nie jest takie proste. Shukaku sam już nie wiedział kim jest. Nie wiedział czy został stworzony by niszczyć. Ale wiedział, że jeśli miał duszę będąc demonem, to stracił ją w momencie śmierci swojego poprzedniego nosiciela - jednocześnie jedynego człowieka jakiego
znał, który mógł ujarzmić w sobie demoniczną, ludzką naturę. Człowieka innego od wszystkich, którego potraktowano jak śmiecia za jego dobroć i chęć współpracy. Mógł uciec, zabić strażnik i pościg, zemścić się. Ale tego nie zrobił, choć Shukaku bardzo chętnie by mu w tym pomógł.

Ale czy wiedział co teraz sprawiało taki ból jemu i jego jinchuuriki? Owszem. Jak mógłby nie wiedzieć? Był demonem żyjącym na ziemi od wielu wieków, starszym nawet od niektórych wiosek. Długo chodził po tej ziemi wolny, zanim został uwieziony i poniżony wraz z niczemu niewinnym naczyniem.

Dlatego wiedział. Wiedział, że dziewięcioogoniastemu Kuramie, albo jego nosicielowi coś się stało. Coś okropnego. Jakiś czas temu poczuł jaby jedna fala energii uwolniła sie i podzieliła na dwa odrębne źródła mocy. Równie silne co pierwotne. I wiedział, że jedyne co to mogło oznaczać to "rozłączenie" jinchuuriki i demona. Coś co wymagałoby zupełnego zaufania obu stron i oddania. Oraz... w tym przypadku oferowania jinchuuuriki swojego życia przez Kyuubiego. Czyli coś w co Shukaku nie mógł
uwierzyć.

Ale wierzył, że albo chłopak, albo oboje są w niebezpieczeństwie. Bardzo poważnym niebezpieczeństwie. I tego już nie mógł ignorować. Nawet jesli nie dopuszczał do siebie myśli, że doszło do ich rozłączenia... że Kyuubi zdecydował się na coś takiego, to wciąż działo się, co nie mogło pozostać bez odzewu. Bo jeśli istaniało coś na tym świecie, co mogło doprowadzić do takiego stanu rzeczy, to było to coś potężnego. A to oznaczało, że równowaga ustalona przed wiekami i trwająca do dziś, została
złamana. A to zagrażało wszystkim, również jemu. Tak samo jak istota, która do tego doprowadziła.

Wiedział, że pozostałe bijuu też to poczuły. Ale niestety niewiele mogli zrobić siedząc w ciele jakeigos durnego człowieka. Shukaku ciężko było to przyznać, ale potrzebował... współpracy... a raczej pomocy Gaary. Czyli czegoś, czego sam mu nie tak dawno temu odmawiał. Nie sądził by teraz chłopak zdecydował sie mu od tak pomóc i jeszcze ryzykować życie. Ale nie miał wyboru i musiał go o to poprosić. A to było dla niego bardziej niż poniżające - prosić o pomoc kogoś, kto jest słaby, naiwny i kto
potrzebował twojej pomocy. Pomocy, której mu nie udzieliłeś. Role sie odwróciły o sto osiemdziesiąt stopni.

Ale musiał przełknąć dumę i liczyć, ze chłopak nie będzie się zbytnio wywyższał i zgodzi się działać. Bo tak naprawdę Shukaku tylko to mógł teraz zrobić. Choś właściwie sam nie mógł w to uwierzyć.

CDN.

Jeszcze raz wszystkich bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Czekam na szczere opinie i komentarze.
Nawiasem mówiąc - udało mi się zakończyć moje opowiadanie (o Fairy Tail), więc mam jedną rzecz mniej, która latałaby mi po glowie. A to oznacza wiecej weny (jeśli takowa sie pojawia) na resztę opowiadań, w tym na "zemstę".
Dzięki za przeczytanie i do następnego razu (który mam nadzieje nie bedzie już tyle trwał)