czwartek, 10 maja 2012

Rozdział XIV – „Zapowiedź przyszłości”

Witam! Jak obiecałam tak jestem. Szybko i bez przeciągania, bo czasu mam mało i muszę się w końcu za lekcje zabrać. Przejdźmy więc do rzeczy. Rozdział dedykuję Yoko-chan, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. A teraz zapraszam do czytania z nadzieją, że wam się spodoba i zobaczę pod spodem więcej komci ^^

***

----- Konoha -----

Wszyscy, jak jeden mąż, uparcie wpatrywali się teraz w Hokage, czekając na ciąg dalszy jego wypowiedzi. W końcu stara kobieta należąca do rady wioski nie wytrzymała i sama postanowiła zadać nurtujące ją i zapewne również wszystkich zebranych, pytanie.
-Co dokładnie się stało?
-Do wioski wróciła grupa shinobi, którą wysłaliśmy na poszukiwania tego demona.
-Nic im się nie stało? – zdziwił się mężczyzna należący do ANBU
-Nie, są cali i zdrowi. I to jest problem.
-Problem? To chyba dobrze, że wrócili cali i zdrowi. Choć trochę dziwne… Co z chłopakiem? – zapytał Nara
-Zbiegł. Jednakże okazało się, że jest gorzej niż myśleliśmy.
-Co masz na myśli Hokage-sama? -  ponownie odezwał się strateg wioski
-Uzumaki Naruto pozwolił im przeżyć. Według raportu, który otrzymałem, wykonał potężną technikę bariery uniemożliwiającą ANBU ściganie go. Zostali zamknięci w barierze i zamiast zostać zabitym, jak poprzedni, otrzymali ultimatum. Mogli opuścić barierę, jedynie podpisując jakiś dziwny i podejrzany zwój. Z tego co mi powiedziano to pakt, a podpisać mieli go własną krwią. Teraz nie mogą go atakować, ścigać, a tym bardziej zabić. W razie złamania „przysięgi” umrą. Gdyby nie podpisali owego paktu zginęliby spaleni przez barierę, bądź z głodu. Wygląda na to, że nosiciel Kyuubiego bardzo szybko się uczy.
-Nikt z nim nie był i mu nie pomagał? To trochę dziwne, że zna takie techniki. Kto go ich nauczył? – spytała kobieta należąca o starszyzny
-Może Kyuubi. – ponownie wtrącił się Nara
-Nikogo podobno z nim nie było. A co do lisa… Nie mam bladego pojęcia. Ale wygląda na to, że wszystko jest możliwe. Wszyscy  pomieszczeniu zamilkli i pogrążyli się w swoich myślach dotyczących tego, co przed chwilą powiedział im Sarutobi. W końcu cisze przerwano. Osobą tą był jeden z jouninów.
-Hokage-sama…
-Tak?
-Co z tą drugą sprawą, która cię zatrzymała, a o której chciałeś z nami porozmawiać?
-Cóż… Jak wiecie nie dawno Uchiha Itachi zdradził wioskę i wymordował prawie cały swój klan. Z jednym wyjątkiem.
-Sasuke Uchiha - jego młodszy brat… - wtrącił jeden z ANBU
-Dokładnie.
-Ale jaki to ma związek? – spytał zniecierpliwiony do granic możliwości czarnowłosy mężczyzna z papierosem w ustach (na szczęście nie zapalonym) i lekko nieogoloną brodą
-Już tłumaczę. Dzisiejszej nocy Uchiha Sasuke zbiegł z wioski.
Wszystkie osoby spojrzały ze zdziwieniem na przywódcę wioski. Ich oczy wyglądały jak małe talerze, tudzież UFO, a usta mieli otwarte. Jakby wręcz prosili jakąś muchę, czy innego owada, żeby wleciała im do jamy ustnej.
-Hokage-sama, to pewne? – spytał jeden z jouninów
-Owszem. Poza tym zabrał wszystkie swoje rzeczy, które mogłyby mu się przydać podczas drogi. Pościg został już wysłany. Niestety dowiedzieliśmy się o tym trochę późno, więc trochę to zajmie.
-Wygląda na to, że w Konoha nie pozostał teraz, ani jeden członek klanu Uchiha. – westchnął starzec – Doprawdy… Czy to u nich rodzinne? – ostatnie zdanie powiedział do siebie i na tyle cicho, by nikt oprócz niego go nie usłyszał
-Jeśli to wszystko to chcielibyśmy wrócić do swoich obowiązków.
-Nie. To jeszcze nie wszystko.
I tym razem miny wszystkich wyrażały czysty szok. W końcu chyba każdy myślał, że to są te dwie, jedyne sprawy, o których ich Kage chciał z nimi mówić. Czy jest, więc coś równie ważnego jak to?
-Dostałem informacje z Kumo-gakure (?). – ponownie odezwał się Hokage
-Informacje?
-Tak. Poinformowano mnie, iż drużyna, którą wysłaliśmy, aby eskortowała tamtejszego posła do naszej wioski, została wymordowana zeszłego tygodnia. Sam obiekt misji został ciężko ranny, lecz przeżył. Z tego co powiedział wiemy, iż zaatakował ich „demon”.
-Czy ten „demon” to mógł być Uzumaki? – spytała kobieta należąca do starszyzny
-Wątpię. Poseł zeznał, że owy „demon” pytał o niejakiego Kuramę.
-Kuramę? – tym razem odezwał się siwowłosy mężczyzna z maską na dolnej części twarzy i zakrytym przez opaskę wioski liścia, lewym okiem – A kto to właściwie jest?
-Tego nie wiem Hatake-kun. Jednakże kiedy i ten poseł upierał się, że nic nie wie, osobnik ten mocno poturbował go i spytał o Namikaze Naruto.
-Namikaze?! – Hatake prawie krzyknął – skąd on mógłby wiedzieć?!
-Też się nad tym zastanawiam. – kontynuował Sarutobi – Poseł Kumo-gakure (?) powiedział, że nie zna żadnego Namikaze, lecz słyszał o Uzumakim Naruto, który mieszka w Konoha, czyli tu. Wygląda na to, że informacja o jego ucieczce jeszcze nie opuściła murów wioski. To dobrze. – ostatnie dwa zdania trzeci znowu powiedział jakby do siebie
-Czy poseł mówił jak wyglądał napastnik? – spytał Shikaku Nara
-Powiedział, że pamięta tylko czerwone oczy, jakby z krwi i uśmiech diabła.
-To trochę mało. – odezwał się starszy
-Niestety. Myślę, że to już wszystko o czym chciałem z wami porozmawiać. Możecie wracać do swoich obowiązków.
Po tych słowach wszyscy się rozeszli. Nawet starszyzna, która zwykła zostawać i prawić kazania Trzeciemu, wyszła bez słowa. Również Sandaime opuścił pomieszczenie i wrócił do swojej pracy.

Tymczasem Naruto z Kuramą kontynuowali swoją podróż do niegdyś wspaniałej wioski wiru. W końcu im szybciej dotrą na miejsce tym lepiej. Na dodatek trzeba się pospieszyć zanim na swojej drodze spotkają jakiś wrogich shinobi i najlepiej by było gdyby już wtedy młody Namikaze podróżował z Kyuubim w jego „prawdziwej”, tudzież ludzkiej postaci. Co jak co, ale akurat teraz to im walk nie potrzeba. Tak więc Kurama spokojnie sobie leżał w klatce wewnątrz duszy Naruto i nawet nie zdając sobie sprawy z tego, iż zasnął.

--- Sen ---

Mężczyzna o długich, czerwonych włosach sięgających mu prawie do połowy ud, krwistoczerwonych oczach z pionowymi źrenicami, trzema bliznami na policzkach i złośliwym uśmiechu ukazującym ostre, białe zęby i wydłużone, bardzo ostre kły, szedł w stronę małej wioski. Zaraz po przekroczeniu dosyć sporych rozmiarów bramy, a przynajmniej w porównaniu do wielkości wioski, usłyszał wesoły śmiech i pewien młody chłopiec z długimi czarnymi włosami i równie czerwonymi oczami, uwiesił mu się na szyi. Chłopiec miał na oko sześć, może siedem lat. Mężczyzna usłyszał również wesołe pozdrowienia, którymi uraczył go brunet.
-Wreszcie wróciłeś! Wszyscy tęsknili!
-A ty? – zadał pytanie mężczyzna, jednocześnie uśmiechając się łagodnie
-Ja najbardziej! – chłopiec uśmiechnął się bardzo szeroko – W końcu powiedziałeś, że jak tym razem wrócisz to mnie stąd zabierzesz!
-Tak mówiłem?
-Tak!
-Hmm… Nie mogę sobie przypomnieć… - mężczyzna udał zamyślenie
Czarnowłosy zrobił obrażoną minę o odwrócił głowę w geście oznajmienia, że jest śmiertelnie obrażony na starszego.
-Hahaha! Żartuje, żartuje… Tylko się z tobą droczę.
Czerwono-włosy zaśmiał się i poklepał młodzieńca po głowie. Ten odwrócił głowę w jego stronę, a na twarzy miał uśmiech od ucha, do ucha.
-Niech ci będzie. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale nie rozumiem dlaczego w ogóle musiałem tu zostawać. – chłopiec zrobił lekko smutną minkę, ale zaraz z powrotem na jego twarz wpłynął uśmiech
-Mówiłem ci, musiałem pozałatwiać parę spraw. Kiedyś zrozumiesz.
-Kiedy?
-Jak dorośniesz i będziesz duży.
-Jestem duży! – oburzył się brunet
-Hai, hai…
-… To jak?!
-Hmm?
-Kiedy ruszamy? – i znowu ten uśmiech
-Hahaha! – mężczyzna roześmiał się głośno
-No co?!
-Nic, nic… Wyruszamy jutro rano. Biegnij się pakować i pożegnać z przyjaciółmi.
-Hai! - brunet puścił mężczyznę i pobiegł w głąb wioski

Czerwono-włosy usłyszał jak ktoś wołał chłopca, ale o dziwo nie dosłyszał imienia. Zaczął się jakby oddalać w ciemność, która z nikąd pojawiła się za nim.

--- Teraźniejszość ---

Kyuubi otworzył oczy i zorientował się, że to wszystko to był tylko sen.
-*Ale dlaczego u licha teraz mi się TO śniło?* - pomyślał - *To źle wróży. Mam jakieś dziwne przeczucie.*
Lis postanowił zobaczyć jak radzi sobie Naruto. Chłopak wciąż biegł, ale był już porządnie zmęczony. Bijuu postanowił się nad nim ulitować i powiedział mu, że zaraz przed nim jest kolejna polanka, na której może odpocząć. Tak też młody jinchuriki zrobił i po chwili był już w miejscu wskazanym przez lisa i dosłownie padł na matkę ziemię. Lis westchnął tylko i w postaci chakry opuścił ciało chłopaka, by zaraz potem wziąć nieprzytomnego blondyna na ręce/łapy i położyć go pod drzewem. Wyciągnął z plecaka śpiwór, a następnie położył w nim swojego nosiciela. Rozpalił ognisko, przygotował ramen w proszku, w razie gdyby jego podopieczny się obudził i ponownie pogrążył się w swoich myślach patrząc w tańczące w ognisku płomienie.

Po jakiś 2 godzinach organizm Naruto na tyle wypoczął, by można było go obudzić. Organizm, nie sam Namikaze, bo ten to mógłby spać 24/7 z króciutkimi przerwami na posiłek i toaletę. Kiedy, więc niebieskooki otworzył swe morskie ślepia, od razu wyczuł zapach ramen i uśmiechnął się szeroko w stronę człekopodobnej chakry.
-Dzięki Kurama!
Głos blondyna wybudził demona z zamyślenia. Sam lis na jego dźwięk aż poskoczył. Obrócił łeb w jego stronę z dosyć komiczną miną.
-O! Już się obudziłeś?! – Kyuubi był wyraźnie zdezorientowany
-Nom! Kurama… - lis odwrócił się w stronę ogniska
-Hmm?
-Co jest?
-Nie rozumiem. – demon ponownie spojrzał na Naruto
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. – Uzumaki miał poważną minę – Kyuu…
Demon drgnął. Od czasu kiedy wymyślali te imiona, blondyn nie zwracał się do niego w ten sposób. Popatrzył niepewnie na swojego podopiecznego, który zmarszczył brwi, po czym westchnął.
-Naprawdę nic takiego się nie dzieje. Nie martw się.
-Jak mam się nie martwić, skoro tak dziwnie się zachowujesz?!
-Dziwnie?
-Zupełnie jak nie ty! Jesteś jakiś nieobecny, reagujesz też jak nie ty, wzdychasz, nawet nie powiedziałeś niczego złośliwego jak się obudziłem! W ogóle zachowujesz się niespokojnie. Jakby cię coś niepokoiło. Jak spłoszone zwierzę, któremu wydaje się, że drapieżnik jest blisko.
Chłopak spuścił głowę opadając na podłoże. Nawet nie zauważył kiedy wstał. Natomiast demon patrzył na niego zszokowany. Nigdy by się nie spodziewał po tym dzieciaku czegoś takiego. Potrafił rozgryźć go od tak. I to w ciągu kilku chwil. Może blondyn i spotkał się w swoim krótkim życiu z wieloma kłamstwami i czasami potrafił je wyczuć, ale żeby coś takiego? Tego się Kitsune nie spodziewał. Ten chłopak naprawdę jest niesamowity i pewnie jeszcze nie raz go zaskoczy, o czym coraz bardziej bijuu się przekonuje. Pomimo swojego wieku, Naruto jest bardzo dojrzały, bardziej niż nie jeden dorosły i potrafi zrozumieć nie tylko człowieka, ale jak widać demona również. Kitsune uśmiechnął się lekko, w ten swój lisi sposób, po czym w końcu się odezwał.
-Wiesz Naruto? Może i masz pewnym sensie racje, ale… Nie wiem czemu… Po prostu miałem pewien sen i zebrało mi się na wspominanie.
-Sen? Dotyczył twojej przeszłości tak?
-Tak, ale… - lis zaciął się
-Spokojnie. Jak nie chcesz to nie mów, ale jak coś to zawsze możesz mi się wygadać. Cieszę się, że po prostu powiedziałeś mi chociaż tyle. – blondyn również się uśmiechnął
-Ale wiesz…
-Tak?
-Mam jakieś takie dziwne, niepokojące mnie uczucie i sam nie wiem czemu.
-Heh… Pewnie wkrótce się dowiemy.
-Yhym.
-A na razie nie mamy powodów się tym martwić.
-Dzięki młody.
-Za co?
-Za to, że tym razem to ty zagrałeś rolę ojca.
-Hę?
-Ale wiesz… Wracając do tych złośliwości na „dzień dobry” to nie idzie ci dogodzić. Jak się jest złośliwym, to chcesz żeby być miłym, a jak nie okazujesz złośliwości to ci mówią, że coś z tobą nie tak! No wiesz ty co?!
-Denerwujesz mnie…
-O! Widzisz?!
-Grr… Poza tym… Nie zmieniaj tematu!
-Cicho. Jedz, a nie gadaj, bo ci wystygnie.
-Hehe… Skoro tak się o to martwisz ojczulku, to czemu mnie zagadywałeś? – blondyn wyszczerzył się baaaardzo szeroko
-Nani?!?!?! (z jap. „co?!”/”co takiego?!”)
Kitsune wydarł się jak głuchy na pustkowiu, a Namikaze zaczął się śmiać i kontynuował posiłek udając, że go nie słyszy.

***

Ja: Dobra ludziska. Koniec tego dobrego! Ja wiem, ja wiem… Pewnie znowu nudne i głupie, że aż uczy więdną… Ale cóż… Nie jestem jakąś wspaniałą autorką i… <milknie, bo widzi oniemiałych Yu i Itachiego> A wam co?
I: Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że z nią coś jest nie tak?
Yu: Obawiam się, że nie tylko ty…
Ja: O co wam u licha chodzi co?!
I: Emm… No więc… Po pierwsze: nie obrażasz się oraz nas, po drugie: nie rządzisz się i jesteś dziwnie spokojna, po trzecie: nie wychwalasz się i jesteś skromna co jest normalnie cudem!
Yu: Po czwarte: masz dziwnie smętny humor i nie chce się się rozpisywać pod notką…
I: Po piąte: Strasznie szybko napisałaś i dodałaś tą notkę…
Yu: Po szóste: Jesteś dziwnie miła i nie zwalasz nic na nikogo, no i wreszcie po siódme: sama, bez niczyjej interwencji, chcesz iść do lekcji! Co jest nieprawdopodobne!
I: Zapomniałeś dodać, że dzisiaj wstała sama, bez budzika i czyjejkolwiek interwencji. Strasznie wcześnie jak na nią.
Yu: Wolałem tego nie mówić, żeby nie zapeszyć.
I: Taa… Też racja.
Ja: Możecie się już uciszyć i dać mi dokończyć? -_-
I: O! I nie przeklina!
Ja: Itachi… Ja ci dobrze radzę… Wam obu… Nie wystawiajcie na próbę mojej cierpliwości.
I&Yu: <kiwają głowami>
Ja: Tak, więc wracając do tematu… Jak obiecałam, a raczej chłopcy obiecali notkę wstawiłam szybko i wbrew moim, ich i zapewne waszym również oczekiwaniom, nie jest ona wcale taka krótka jak się spodziewaliśmy. Cóż… Szkoda tylko, że pod poprzednią było tak mało komentarzy. A teraz bez dalszego przeciągania pozdrawiam serdecznie i do następnej.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział XIII

Witam! Wiem, wiem… Trochę mnie nie było, ale cóż poradzić? Takie życie. Emm… Tytułu, a raczej jego braku nie skomentuje. Nie miałam pomysłu. Bez zbędnego przeciągania. Zapraszam do czytania!

***

----- Z perspektywy Naruto -----

Kurama coś dziwnie cicho jest ostatnio. Pewnie myśli, że ja tego nie widzę, bo tego nie okazuje, ale to nie tak. Ja po prostu nie chcę go martwić. Wystarczająco kłopotów ma już na głowie. Na początku myślałem, że może obawia się tego odpieczętowania, czy mojej reakcji, albo coś. Jednak po przemyśleniu wszystkiego to na pewno nie to. Coś bardzo jest nie tak i nie jestem w stanie stwierdzić co. Wydaje mi się nawet, że sam Kurama nie jest tego do końca pewny. To tak jakby wiedział, że coś się stanie, ale nie wiedział co. Ehh… Też tak miałem. Wtedy, przed zamordowaniem rodziny Sasuke przez jego brata. Ale skoro już o tym mowa, to nie wydaje mi się, żeby to naprawdę był Itachi. A jeśli już, to przynajmniej musiał mieć ku temu jakiś ważny powód. Ja to wiem. Sasuke pewnie też. Może nawet wie coś więcej, ale nie zdążył mi tego powiedzieć. Teraz pewnie, tak samo jak ja kiedyś, gra. To musi być dla niego trudne. Jak tylko wyciągnę Kurame i poduczę się trochę to zabiorę Sasuke z Konohy! Tak! Na pewno tak zrobię! Mam tylko nadzieję, że przez ten czas nie wpadnie mu do głowy żaden głupi pomysł, który będzie chciał natychmiast zrealizować.
-Naruto… Co jest? – Kurama przerwał ten natłok myśli w mojej głowie. Cóż… może to i lepiej.
-Co masz na myśli?
Uśmiechnąłem się niby to wesoło, ale tak naprawdę to mam nadzieję, że się nie skapnie.
-Twoją minę. Wyglądałeś jakbyś się czymś martwił.
Ups. Czyżbym się zdradził? Widać tak się zamyśliłem, że zapomniałem trzymać tego wesołego uśmiechu na twarzy.
-E tam! Przewidziało ci się. Po prostu zastanawiałem się co porabia Sasuke. Mam nadzieję, że nie wpadł w jakieś kłopoty.
Cóż… całkiem ładnie skłamałem muszę przyznać. Choć po części to była prawda. Ale tylko po części. No bo przecież nie mogę mu powiedzieć, że się martwiłem o niego. Znaczy… niby mogę, ale by się obraził i poczuł urażony. A przynajmniej jego duma. No i nie okazywałby potem uczuć tak, jak teraz. A teraz i tak mało ich okazuje, więc co by było gdyby się całkiem zamknął. 
-Ehh… Nie martw się. Jestem pewien, że jakoś sobie radzi. To sprytny chłopak.
Czy on musi się uśmiechać w ten swój lisi sposób?! Rany! Jestem pewien, że on to specjalnie robi. Momentami mnie to wkurza, ale cóż… W końcu to lis, więc cóż poradzić? Jego natury nie zmienię.
-Taa… Tego jestem pewien.
Ten głupi zwierzak ma rację. Jednak nie muszę się chyba, aż tak martwić. [Uwaga! Następuje tu zmiana czasu.] Mój przyszły opiekun zamilkł na chwilę, pewnie znowu pogrążając się w tych swoich zamartwieniach. Oczywiście ja, jak to ja, nie mogłem na to pozwolić, więc zacząłem ponowną rozmowę. Niech sobie nie myśli, że pozwolę mu się tak zamartwiać.
-Hej! Kurama!
-Co?
-Śpiący jestem. Weź sprawdź czy w pobliży nie ma jakiejś jaskini czy polanki.
-Hę? A co ja ci poradzę?!
-No myślałem, że przeszukasz okolicę. – uśmiechnąłem się wrednie
-A co ja, jakiś skaner jestem, czy co?! Nie mam Byakugana!
-Nie?
-Nie!
Kitsune mocno się wkurzył. Prawie, że warczał. A minę miał jakby chciał zagryźć. Nie udusić, zabić szybko i łagodnie, czy coś w ten deseń. Zagryźć! Zagryźć na śmierć!
-No i co z tego?
Wzruszyłem ramionami, chcąc wytrącić go z równowagi jeszcze bardziej i oczywiście odwrócić jego uwagę od tych, zapewne ponurych myśli.
-„Co z tego”?! Ty mnie nawet nie denerwuj! Ja ci zaraz dam: „co z tego?”!
Ja tylko cicho zachichotałem. Cóż… Udało mi się! Plan się oczywiście powiódł. Bo jakże miałby się nie udać? W końcu to był mój pomysł ne? Oczywiście zdawałem sobie sprawę z konsekwencji jakie mogą na mnie czekać jak się lisek wkurzy, ale uznałem, że mówi się trudno i żyje się dalej. Jakoś się tego nie obawiałem.
-Argh! Młody, ja z tobą zwariuje!
-Serio? – udałem autentyczne zdziwienie
-A żebyś wiedział!
Uuuu… Teraz to się wkurzył biedak. A raczej załamał. Biedaczek… Ale jakoś mnie to nie ruszyło. Wręcz przeciwnie! W myślach cieszyłem się jak dziecko! Znaczy… w myślach, w myślach… Bo z Kyuubim gadałem w myślach. TO chyba jasne.
-Hmm… A to ciekawe, bo myślałem, że bardziej to już nie możesz zwariować.
-Co takiego?!
-To głuchy też jesteś?
Zrobiłem niewinną minkę, a po chwili uśmiechnąłem się wesoło. A raczej złośliwie.
-Argh! Choć no tu dzieciaku to ja z tobą inaczej pogadam!
Cóż… Kurama już do reszty się wkurzył, bo trochę stracił nad sobą panowanie. Uśmiechnąłem się szeroko i ignorując wszelkie dalsze groźby i wrzaski Kuramy ruszyłem przed siebie w celu znalezienia jakiegoś miejsca na odpoczynek. Po niedługim czasie znalazłem całkiem fajną polankę. Co prawda z pomocą Kyuubiego, któremu znudziło się już rzucanie gróźb pod moim adresem i nie otrzymywanie oczekiwanego efektu. Tak więc „zrobił mi tą wielką łaskę” – jak to sam zresztą określił – i wskazał mi owe miejsce. Ale powiedzmy, że to była moja zasługa. Tak więc zadowolony z siebie rozłożyłem się pod drzewem, które jak Kurama powiedział, było bardzo rzadkim gatunkiem. Nazwy nie zapamiętałem, bo jakaś dziwna była. No i prawie sobie język połamałem próbując ją wymówić! Z czego Kurama oczywiście się śmiał! Phi! Ale trudno już się mówi… Potem rozpaliłem ognisko i zrobiłem sobie to ramen w proszku, które mi jeszcze zostało z dnia ucieczki z Konohy. Dobrze, że ma długo datę ważności, bo bym potem sobie nieźle cierpiał, a Kurama jak zwykle pokładałby się tylko ze śmiechu. To się robi powoli nudne… Mam jednak nadzieję, że się nie zatruje… A skoro już o lisie mowa, to znowu coś tam zaczął ględzić, ale byłem zbyt zmęczony żeby go słuchać, więc upewniłem się tylko czy w pobliżu nie wyczuwam żadnej chakry poszedłem spać.

----- Konoha -----

Tymczasem w Konoha-Gakure, Sandaime Hokage zwołał zebranie, w którym udział wzięła starszyzna, kilku zwykłych Joaninów, przedstawiciele każdego oddziału ANBU oraz najlepszy strateg wioski i głowa klanu Nara w jednym – Shikaku. Teraz wszyscy zaproszeni czekali tylko na Kage wioski, który pomimo iż wezwał wszystkich nagle, a zebranie miało się rozpocząć 30 minut temu, do tej pory się nie pojawił. W końcu drzwi się otworzyły i do sali narad wkroczył dumnym krokiem przywódca wioski, po czym usiadł przy stole, na wyznaczonym dla niego miejscu.
-Bardzo przepraszam za moje spóźnienie jednakże dotarła do mnie bardzo ważna informacja, którą musiałem sprawdzić. Zresztą o tym też chciałem z wami pomówić. Ale to potem. Najpierw porozmawiajmy o głównym temacie i powodzie naszego spotkania.
-A mianowicie? – spytał jeden ze starszyzny wioski liścia, która zresztą zaczęła się już niecierpliwić.
-O Uzumakim Naruto.

***

Yu: No… To teraz dodatek za to, że tak długo czekaliście na notkę.





  
Yu: No i to by było na tyle. Sporo tych zdjęć wyszło (4), ale to i tak nic w porównaniu z całą kolekcją A-chan. Pewnie się zastanawiacie czemu to ja kończę notkę. Otóż to! Już wam mówię! >_< Nasza kochana inaczej A-chan raczyła w końcu ruszyć te swoje zgrabne dupsko i napisać notkę. Ale ponieważ oglądnęła (znowu) jakieś durne anime <dostaje lampką w głowę od A-chan>, na którym ryczała jak dziecko z psychiatryka… *robi unik przed krzesłem rzuconym przez A-chan>, to jej osoba uznała, że nie jest w nastroju na takie rzeczy jak publikowanie i kończenie (co właśnie robię ja) notki, że to jest teraz ponad jej siły iw chwili obecnej pozbywa się całego zapasu chusteczek. I „szuka natchnienia” w innym anime, czy jakoś tak. Oczywiście to wszystko jest też powodem tego, że notka jest takiej długości jakiej jest, więc miejcie pretensje do twórcy anime, że nie wydał kolejnej serii -_- oraz do lenia A-chan.
I: Tego pierwszego to akurat nie możemy być pewni.
Yu: A to niby czemu?
I: Bo w chwili obecnej A-chan przeszukuje Internet w celu znalezienia drugiej serii, czy jakiś wzmianek o niej.
Yu: To źle wróży -_-.
I: Muszę się z tobą niestety zgodzić.
Kurama: Grr… <mega wkurzony> Mogę widzieć kiedy skończycie ględzić i zakończycie notkę jak przystało?!
Yu&I: Damare!! <zabójczy wzrok> (z jap. zamilcz)
Ku: <kuli się> Ale co ja zrobiłem?
Ja: Dobra… Koniec tego dobrego… Chlip… Kończcie to szybko i chodźcie mi pomóc.
I: Gdzie i w czym? <podejrzliwy wzrok>
Ja: <oburzona> Jak to w czym?! W szukaniu informacji na temat drugiej serii „Shounen Onmyouji”! >_<
Yu: o_O Można się było tego spodziewać…
I: Taa… -_- Znowu, wyjątkowo się z tobą zgodzę.
Yu: <widzi ponaglający wzrok A-chan> Tak, więc skoro już wszystko zostało wyjaśnione, to my się już żegnamy i idziemy wspierać A-chan w tym jakże trudnym boju o… <dostaje w łeb patelnią od A-chan>
I: Skoro Kanda jest tymczasowo niedysponowany, to ja zrobię to za niego. Pozrawiamy wszystkich bardzo serdecznie. Następna notka pojawi się… kiedyś.. Jak A-chan ją napisze. A to może trochę potrwać, ale obiecała mi, że doda ją dosyć szybko, bo ta to jest chyba najkrótsza w jej karierze. A przynajmniej była. Pierwotna wersja zawierała dużo „buziek/minek”, które zostały zamienione na bardziej rozległe opisy. Pomińmy, że po ochrzanieniu A-chan przez nas… Więc może nawet, jak A-chan się postara, to już jutro coś będzie. Ale w takim przypadku nie gwarantuje bardzo długiej notki.
Sakura: <wyskakuje zza ekranu> Teletubisie mówią papa! ^^
Ja,Yu,I,Ku,Na: O_o? WTF?!
Ja: <wyrzuca Sakur(w)ę wcześniej ją „upiększając” i zabiera wszystkich pozostałych ze sobą>