sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział XIX - Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli

Tak, wiem. Obedrzecie mnie ze skóry za tą zwłokę. Rzecz w tym, że ja po prostu kompletnie nie mam czasu. Na koniec roku, zamiast mieć mniej do roboty, uczę się chyba więcej niż przez cały rok. I szczerze mówiąc już wysiadam… Dlatego mam nadzieję, że mi wybaczycie ^^”. O ile ktoś tu jeszcze zagląda…

No nic! Tych co jednak wejdą i będą chętni zapraszam do czytania!



***

Mam dość! Padam! Najchętniej położyłbym się teraz spać. Ciekawe gdzie jest Himiko. O tej porze powinna… Zaraz! Ja przecież nawet nie wiem która jest godzina! Wychodzi na to, iż straciłem rachubę czasu. Ale cóż się dziwić? Od kilku miesięcy prawie cały swój „wolny” czas spędzam w tej sali treningowej. Na początku trenowałem sam. Głównie medytowałem i pracowałem nad formą. Ale później jasne dla mnie było, że taki trening nie ma sensu na dłuższą metę. No bo jak się dobrze wyszkolić jeśli nie ma się przeciwnika czy trenera? Otóż nie da się. Jak się okazało również tu kapłanka była w stanie mi pomóc. O dziwo znała wiele ciekawych technik. Dziwne? Może trochę. Ogólnie Himiko jest dziwną osobą, ale trzeba przyznać, że nawet ją lubię i traktuję jak starszą siostrę. Tak-siostrę. Czy uwierzyłem jej zatem w to, co mówiła o Itachim? Chyba tak. Może to dziwne, ale jej oczy mówiły mi, że nie kłamie. To trochę tak jak wtedy, gdy Naruto, jeszcze w wiosce, upierał się, że nic się nie działo, ale w końcu i tak wszystko mi powiedział. Chyba dzięki niemu nauczyłem się rozróżniać, kiedy ktoś kłamie. A swoją drogą, ciekawe co u niego. Gdzie jest? Jak się czuje? Czy nauczył się czegoś nowego? Phi! Co to za pytanie?! Na pewno się nauczył! W końcu to Naruto!


W sumie to powinienem być na niego zły, że mnie zostawił. Zły, że uciekł nic mi nie mówiąc. I zły za to, że się pokłóciliśmy. Choć w sumie, to on był tym bardziej zranionym. Powiedziałem mu, że… że go nienawidzę. I teraz tego bardzo żałuję.




Drzwi do sali, w której młody Uchiha ostatnio przebywał, otworzyły się i pojawiła się w nich Himiko. Posłała kruczowłosemu ciepłe spojrzenie rozbawionych oczu i odezwała się miękkim głosem.


-Powinieneś zrobić sobie przerwę. Co ty na to, abyśmy zagrali w karty? To dobra gra na ćwiczenie umysłu i dedukcji.


-Hmm… Czemu nie? Może być ciekawie.


-Oja? Nie zaskoczyłam cię? – kobieta zrobiła lekko zdziwioną minę


-Nie, wyczułem cię gdy stałaś pod drzwiami.


-Mimo iż wyciszyłam chakrę?


-Yhym…


-No, no… jesteś coraz lepszy! Musze to przyznać. Ale w takim razie tym bardziej powinieneś teraz poćwiczyć coś innego.


-Racja…


-Możemy więc zaczynać?


-Yhym, ale w co tak właściwie mamy grać?


-Hihi… - dziewczyna zachichotała i wyciągnęła zza pleców talie kart, mając przy tym dziwny błysk w oczach.




W tym samym czasie, w Suna-gakure dwóch młodzieńców obserwowało gabinet Kage wioski. Czarno-czerwone włosy jednego z nich, tego niższego, falowały na ostrym wietrze łowiąc ziarna piasku. Natomiast jego towarzysz najwyraźniej przewidział taką sytuację, bo dość ciasno związał ogniste kłaki w warkocz i przerzucił przez lewe ramię. Oczy obojga były w kolorze krwi, a źrenice pionowe niczym u zwierzęcia nocnego. Jakiegoś kota, albo czegoś podobnego… Obaj odziany byli w brązowe płaszcze, których rękawy łopotały, wydając dźwięki niczym lecący ptak. Wyższy z nich westchnął zrezygnowany i spojrzał na swojego towarzysza.


-Może jednak związać ci włosy Ryuuji?


-Obejdzie się! – prychnął


-Ehh… Tak to jest, jak się nie słucha rad starszych.


-Oh! Dajże już spokój Kurama!


Mężczyzna określony mianem „Kurama”, mruknął coś pod nosem niezrozumiale i zmierzwił włosy młodszemu. Rozglądnął się dookoła, a nie widząc i nie wyczuwając żadnego zagrożenia wykonał kilka pieczęci, po czym przyłożył dłoń do podłoża. Prze jego nogami pojawił się niewielki, granatowo-zielony zwój. Mężczyzna podniósł go, rozwinął i upewniając się, że jest pusty, usiadł na ziemi krzyżując nogi i zaczął powoli zapełniać zwój tekstem.


-Nie martwisz się, że cię wyczują po tym jak użyłeś chakry? – spytał Ryuuji


-Nie bardzo. Upewniłem się, że nikogo nie ma w pobliżu.


-A co ty właściwie kombinujesz?


-Martwię się o Naruto… gdzie on właściwie polazł?!


-Przecież mówił, że musi się z kimś spotkać. Pewnie chodzi o nosiciela Shukaku. Wspominał kiedyż, że się przyjaźnią.


-Ta… wielce prawdopodobnego. Ale problemem stanowi to, że nie wiem gdzie DOKŁADNIE jest. Nie jestem w stanie go teraz chronić.


-To duży chłopak, poradzi sobie. A nawiasem mówiąc… naprawdę zachowujesz się jak nadopiekuńczy ojciec. – westchnął czarnowłosy


-Ej! – oburzył się starszy


-Taka prawda. A tak właściwie, to zastanawia mnie jakim cudem znaleźliśmy się w Piasku, kierując się ku Księżycowi?


-Jakoś tak wyszło… i nie zmieniaj tematu!


-Nie zmieniam. Naru dostał jakiś list, prawda?


-Tak. – westchnął zrezygnowany Rudy.


Panowie przez chwile trwali w milczeniu, każdy zajęty czymś innym. Oboje jednak, jednocześnie obserwowali gabinet głowy wioski ukrytej w piasku. Rudowłosy mężczyzna w końcu wstał i zaczął składać kolejne pieczęcie. Zatrzymawszy się na „byku”, wyszeptał nazwę techniki, a zapełniony zwój rozpłynął się w powietrzu, jakby go tam w ogóle nie było. Natomiast drugi z mężczyzn nawet nie drgnął na tą sytuację, tylko wciąż robił to, co wcześniej, czyli… obserwował leniwie płynące po niebie chmury. Oczywiście na tyle leniwie, na ile owy, wyjątkowo uparty wiatr im pozwalał.




Po wykonaniu czynności, jaką było zapisanie zwoju, Kurama zaczął chodzić tam i z powrotem. Na początku dość spokojnie, ale z czasem coraz bardziej nerwowo. W końcu zirytowany takim zachowaniem Ryuuji, warkną w stronę brata niczym rozjuszone zwierzę. W wyniku tego jego towarzysz opanował się. Nie trwało to jednak długo. Czerwony dość szybko powrócił do wcześniejszego stanu, a młodszy reagował podobnie do poprzedniej sytuacji. Taki stan rzeczy utrzymywał się dość długo. Czarnowłosy już chciał wszcząć poważniejszą kłótnie ze swoim oni-sama, gdy obok nich wylądował blondyn o niebieskich jak ocean oczach. I dopiero to uspokoiło Kuramę. Ryuuji westchnął i rzucił przybyłemu zmęczone spojrzenie, kiedy mężczyzna z warkoczem zawołał wesoło. Choć starał się by zabrzmiało to groźnie.


-Naruto! Jesteś w końcu! Wolniej się nie dało?!


-Dało. – chłopiec wyszczerzył się w odpowiedzi.


-Wiesz co Naru? Jestem trochę zazdrosny.


-Dlaczego zdziwił się blondyn?


-Kurama bardziej martwi się swoim nosicielem niż własnym bratem! – zawołał ze sztucznym lamentem, którego rudy najwyraźniej nie wyczuł, bo lekko się zmieszał.


-Ha! Widzisz?! – Naruto postanowił się trochę zabawić kosztem Kyuubiego. – Bo jam lepszy i ważniejszy! – wykrzyknął wypinając dumnie pierś.


-Ah… cóż za okrucieństwo! – młodszy z demonicznego rodzeństwa najwyraźniej szybko podłapał co młody ninja chciał osiągnąć i otarł niewidoczną łezkę, doskonale wczuwając się w rolę.


Lis począł wymachiwać rękami i jąkając się chciał naprostować to co było mówione. Szkoda tylko, że niezbyt mu to szło. Natomiast gdy chłopcy nie wytrzymali i wybuchli śmiechem, demon szybko się opanował i z mroczną miną chwycił obu młodzieńców za karki, a następnie zniknął wraz z nimi w płomieniach. W efekcie tego pojawili się w gorących źródłach, które dopiero co pojawiły się w wiosce i interes dopiero zaczął się powoli rozkręcać. Nie było więc zbyt wiele osób. Toteż Kitsune nie czekając aż jego ofiary zdadzą sobie sprawę z zamiarów jakie miał wobec nich, szybko wrzucił ich do wody. W ubraniach. Zaskoczenie chłopcy „wypłynęli” na powierzchnię i starając się właśnie zarejestrować co właśnie miało miejsce, uparcie wpatrywali się w śmiertelnie obrażonego Kyuubiego.




W tym samym czasie, gdy Ryuuji i Naruto suszyli swoje ubrania, bez używania jutsu, czego pilnował Kurama, w gabinecie Kage Piasku trwała zażarta dyskusja.


-Kazegake-sama, Konoha żąda byśmy w ramach współpracy wspomogli ich w czasie zbliżającej się misji. Co zrobimy?


-Nie możemy odmówić. Musimy trzymać pozory sojuszu.


-A co z propozycją dźwięku?


-O to się nie martwcie. Załatwię to z nimi później w odpowiedni sposób.


-W odpowiedni sposób? Co masz na myśli Kazegake-sama?


-Już mówiłem. Nie zawracajcie sobie tym głowy.


Zapadła cisza, którą przerwał spokojnym głosem Kage.


-Czcigodna Chio. Słyszałem, że chciałaś poruszyć ważny temat.


-Tak. – odpowiedziała starsza kobieta – Chodzi o twojego najmłodszego syna, Gaarę.




W pomieszczeniu zapanowało poruszenie, a głowa wioski zmrużyła groźnie oczy.


-To rzeczywiście ważny temat. Co dokładnie chciałaś omówić?


-Jego gotowość do służby. O ile można to w ten sposób nazwać. – ostatnie zdanie dodała tak cicho, że nikt prócz niej nie usłyszał.


-Co masz na myślisz czcigodna? – odezwał się jeden z jouninów obecnych w gabinecie


-Uważam, że decyzja odnośnie jego bardzo zaawansowanego szkolenia jest zbyt wczesna.


-Podważasz moją decyzję? – spytał Kage


-Uważam po prostu, że była zbyt pospieszna.


-A ja wręcz przeciwnie! – wtrącił się ponownie owy jounin – Uważam, że dobrym pomysłem byłoby rozpoczęcie tego jeszcze dziś.


-Nie. – odpowiedział twardo Kazekage – Lepiej będzie nie zmieniać już planów. W jego przypadku to mogłoby odnieść negatywny skutek na jego przyszłości jako broń wioski. Powinniśmy go zachęcić i pozwolić by się przyzwyczaił.


-Shinobi powinien byś traktowany surowo inaczej… – wtrącił kolejne trzy grosze jounin


-To jest wyjątek. To BROŃ, a nie zwykły shinobi. Zrozumieliście?


-Tak Kazekage-sama! – zawołali wszyscy obecni


-A więc rozejść się.


Po tych słowach gabinet zaczął powoli pustoszeć. Aż Kazekage został sam, na sam ze starszą Chio. Kobieta wpatrywała się w jego twarz z niezidentyfikowaną miną, a głowa wioski odwzajemniła spojrzenie.


-Mam nadzieję, że nie będziesz żałował swojej decyzji. – wypowiedziawszy to, odwróciła się i nie czekając na odpowiedź wyszła.


Kage Suny oparł brodę na splecionych ze sobą dłoniach i westchnął.


-Nie będę. – wyszeptał, po czym zajął się standardową pracą, którą wykonywał, czyli papierki.




Wróćmy jednak do naszych trzech podróżujących, czyli Naruto, Kuramy oraz Ryuujiego. Chłopcy doprowadzili się już do porządku dziennego i pomimo zaistniałej sytuacji, humor im dopisywał. Wyjątkiem był wciąż urażony Kyuubi. Chłopcy spojrzeli po sobie i stanęli po obu jego bokach.


-No już, już… Przecież to był tylko żart. – zawołał Namikaze


-Phi! – prychnął urażony lis


-Doprawdy… długo będziesz się tak obrażał, braciszku? – zachichotał Ryuuji


-Tyle, ile będzie trzeba. – odparł


-Ehh… Lepiej wyruszajmy w ponowną drogę. Mieliśmy być w Tsuki-gakure po maksymalnie dwóch tygodniach. Minęło kilka miesięcy, a my nawet tam nogi nie postawiliśmy. – zaczął marudzić Naruto


-A czyja to wina? – warknął zwyczajowo Kitsune – To ty chciałeś coś załatwić w Sunie, a jeszcze wcześniej w Kusa.


-Za to wasza dwójka chciała udać się do Kumo. – odciął się blondynek


-Tch! – Kitsune prychnął – Tak w ogóle… co dokładnie musiałeś tu załatwić?


-Ojoj… Czyżbyś był ciekawy? A może przestałeś się już gniewać? – ironiczny uśmieszek widniejący na twarzy lazurowookiego prowokował.


-Bzdura! – wykrzyknął Kurama – Tak po prostu spytałem. Jak nie chcesz to nie mów.


Czerwony starał się ukryć pod maską obrażonego, smutek, zawiedzenie i zmieszanie. Oczywiście jego towarzysze zauważyli podłoże zachowania lisa. Choć i bez tej miny byli w stanie powiedzieć jaki miał problem. Znali go po prostu zbyt dobrze. Chłopcy uśmiechnęli się do siebie pod nosem, a sam Naruto nie mógł powstrzymać dodatkowo cichego, niezauważalnego chichotu.


-Tak właściwie – odezwał się w końcu, już uspokojony były mieszkaniec liścia – musiałem porozmawiać z Gaarą. Jak byliśmy w Kumo, usłyszałem niepokojącą nowinę odnośnie jinchuriki i ich bijuu. Później się trochę rozejrzałem i podsłuchałem rozmowę na podobny temat. Zaczęło się o mówieniu o ich jinchuriki, którym jest Killer Bee, brat Kage. Później zeszli na ogólny temat tego dotyczący. I w czasie tej rozmowy… dotarło do mnie, że Gaara może być w niebezpieczeństwie. Zarówno taki fizycznym, bezpośrednim, jak i psychicznym. Jeśli ludzie zaczną traktować go jak broń, wtedy on sam się tak poczuje i… z czasem zmieni się w maszynę do zabijania. A tego… bym bardzo nie chciał. – powiedział poważnym tonem


-Rozumiem. – odparł Kyuubi już znacznie mniej zły


-Nie wiem jak Ichibi, ale wątpię by wszystkie bijuu były pozytywnie nastawione do ich nosicieli. Nie wszystkie są tobą! – mówiąc ostatnie zdanie zachichotał, a omawiany odwrócił głowę lekko zażenowany.


Kierując się w stronę wyjścia z wioski, podróżni trzymali się dachów i bocznych alejek. Nie chcieli ryzykować, że ktoś ich rozpozna, czy coś w ten deseń. Na dodatek ich obecność mogłaby sprawić Gaarze i jego rodzeństwu naprawdę dużo problemów.




W każdym bądź razie panowie szybko opuścili wioskę i ponownie za cel obrali sobie Tsuki-gakure. Tym razem nie zamierzali zbaczać z kursu bez żadnego, naprawdę poważnego powodu. Postanowili nie tracić już ani chwili więcej i od początku narzucili sobie szybkie tempo.


Z każdą chwilą oddalali się coraz bardziej od wioski Piasku, a Naruto miał niepokojące uczucie, że wkrótce wydarzy się coś naprawdę złego.




CDN.



***



Co do tytułu, to mam nadzieję, że zrozumiecie przesłanie. Pewnie macie ogromna ochotę mnie zlinczować za tak długa nieobecność i w ogóle. A i notka wcale za długa nie jest… Mam jednak nadzieję, że się spodobała i jeszcze ktoś tu zagląda raz, na jakiś czas. No i skomentuje rzecz jasna.


Pewnie zastanawiacie się co mogło mi tak wiele czasu zabierać? Oj, zdziwilibyście się. Jak już pisałam na samej górze miałam okropnie dużo nauki pod sam koniec roku. Im bliżej wakacji tym było gorzej. Muszę was jednak zasmucić. To, że nadeszły dni wolne wcale nie oznacza, że będę miała znacznie więcej czasu. We wrześniu zaczynam ostatni rok liceum i może się zdziwicie (i przerazicie), ale planuję się trochę poczuć. Oczywiście nie całe wakacje, ale tym razem wyjątkowo nie będzie mnie w domu przez ich większość. A dostęp do Internetu będzie słaby. Postaram się jednak nie próżnować i pisać tak dużo jak tylko będę w stanie w moim zeszyciku gdzie piszę na brudno „zemstę”. Pozostaje mi tylko znaleźć czas na jego przepisanie na kompa (o ile ten będzie działał, bo już kompletnie mi siada… sam się wyłącza dziad jeden!). Ale 20-sty rozdział już się pisze… Jeśli tylko mogę wam zrekompensować tą nieobecność – piszcie jak.


No i na tym bym skończyła użalanie się nad sobą i tłumaczenie się. Chyba… Mam tylko prośbę… jak będziecie mnie zabijać to proszę szybko i bezboleśnie, dobra? No to teraz padam do nóg i błagam o wybaczenie! *pada na ziemię*


Yu: Biedna A-chan… nie dość, że ją wena opuściła, roboty miała jak w brud, to teraz jeszcze…


I: Nie musisz tego mówić głośno…


Yu: Chyba mu też powinniśmy przeprosić, że nie udało nam się nic zdziałać…


I: Musze się z tobą zgodzić…


I&Yu: *smutne miny* Gomene… *kłaniają się czytelnikom*