piątek, 23 grudnia 2011

Rozdział IX – „ANBU w pułapce”

Kiedy prawdziwy Naruto zniknął sprzed oczu ANBU dowódca postanowił zabrać głos.
-Musimy spróbować się stąd wydostać!
-Ale kapitanie! – ANBU w masce żaby zaoponował. – Przecież on powiedział, że to niemożliwe! Zostaniemy spaleni! Jedyną możliwością jest ten pakt!
-Nie rozśmieszaj mnie! Tak łatwo dałeś się nabrać?! To oczywiste, że on blefował!
-Nawet jeśli to on ma nad tym miejscem całkowitą kontrolę. – Wtrącił spokojnie ninja z maską jastrzębia. – Widzieliśmy wszyscy co zrobił sokołowi.
-To mogła być zwykła iluzja, albo jakaś tania sztuczka. – Dowódca cały czas obstawał przy swoim.
-Nie, to na pewno nie to. Czułam gorąco. Czyli to na pewno nie genjutsu. Chyba że jakieś niesamowicie potężne. Musiałoby być niezwykle silne, a to niemożliwe żeby ten chłopak je opanował do tego stopnia. W dodatku w tak młodym wieku. Nawet z pomocą Kyuubiego. Na dodatek ten chłopiec to raczej typ ninjutsu i taijutsu. – Tym razem głos zabrał sokół. – A jeśli chodzi o wyjście to sami widzieliśmy jak to działa. Nawet jeśli jest jakiś sposób, żeby tą technikę zniwelować to my go nie znamy. A wykombinowanie nowego sposobu zajęłoby nam bardzo dużo czasu. Za dużo. Jedynym rozsądnym wyjściem jest ten pakt.
-Chcesz zdradzić wioskę?! – Wydarł się kapitan.
-Nie zdradzić, ale wykorzystać możliwość przeżycia.
-Nie mów, że zamierzasz to podpisać!
-Owszem zamierzam. To mogłaby być pułapka, ale nie sądzę żeby kłamał. A nawet jeśli to przynajmniej będziecie o tym wiedzieli. Gdyby było tak jak mówisz i dzieciak by kłamał i złapał w kolejną pułapkę to oznacza, że i tak byśmy zginęli, a zaryzykować warto. Poza tym gdyby naprawdę chciał nas zabić mógł to zrobić od razu i nie proponować nam tego paktu.
Kunoichi w masce zamilkłą, po czym rozwinęła zwój i wyciągnęła kunai. Rozcięła nim sobie palec a następnie napisała krwią swoje imię na zwoju. Reszta przyglądała jej się uważnie w ciszy. Nagle rozległ się cichy głos.
-Cieszę się, że chociaż jedna osoba dobrze wybrała.
To był klon blondyna stojący przed jaskinią. Wcześniej najprawdopodobniej go nie widzieli, gdyż usiadł gdzieś z boku. Z tego powodu kiedy Jinchuriki się odezwał wszyscy wystraszyli się i jak jeden mąż spojrzeli w kierunku wyjścia, oczekując najgorszego. Całkiem o nim zapomnieli przesz to wszystko, wiec nie ma się co dziwić. A klon Naruto stał teraz spokojnie z lekkim uśmiechem na ustach. W końcu odezwał się znowu.
Kiedy wrócisz do wioski – Zwrócił się do dziewczyny. – przekaz proszę Trzeciemu, że pożałuje, że mnie oszukał i nie powiedział prawdy cały czas ukrywając TO. Będzie wiedział o co chodzi. – Ostatnie zdanie dodał domyślając się, że ANBU nie za bardzo wie o co chodzi. – Jestem tylko klonem, więc nawet jak opuścisz jaskinie, nie widzę sensu nawet próbować mnie złapać. No i nie zapomnij o fakcie, iż podpisałaś pakt i nie możesz mnie zabić. A żywego tak łatwo mnie nie złapiesz. Co do poinformowania kogoś o zaistniałej sytuacji to rób jak uważasz. Nie widzę problemu i mało mnie to obchodzi. A jeśli chcesz im jakoś pomóc to najlepiej przekonaj ich żeby podpisali pakt, a nie kombinuj czy coś im przynoś. Naprawdę nie widzę w tym sensu, bo owe rzeczy się spalą, jak już zresztą mówiłem.
Chłopak odwrócił się do nich tyłem i już miał odchodzić kiedy coś sobie przypomniał.
-Jeszcze jedno. Ja również nie mam zamiaru nikogo z was zabijać. Oczywiście pod warunkiem, że nie dacie mi ku temu powodów ani żadnego pretekstu do takowych działań. – To mówiąc uśmiechnął się po czym zniknął w dymie. [Yu: Ech te klony -_- Ja: Masz jakiś problem? <uśmiech + kosa w ręku> Yu: Nie, żądnego.]
Kiedy wszystkie informacje już dotarły do ANBU, a te ich kurze móżdżki już je przetrawiły , „sokół” [Ja: No wiadomo o co chodzi nie? A sokół to rodzaj maski, więc się nie czepiać! >_<] ruszył w kierunku wyjścia z jaskini dosyć niepewnym korkiem. Przeszedł przez miejsce gdzie powinna znajdować się bariera i nic mu [Ja: temu ANBU] się nie stało. Reszta ANBU widząc to i upewniając się, że to nie omamy po kolei zaczęła wpisywać swoje imiona na zwoju. Co prawda dowódca miał pewne wątpliwości, ale i on w końcu podpisał pakt. Mimo, że według niego były pewnie jakieś ukryte warunki, o których oni nie wiedzieli, a pewnie dowiedzą się jak przyjdzie co do czego, ale czasu nie cofnie. Kiedy już wszyscy opuścili grotę i nie zostało w niej żywej duszy [Yu: Ale określenie… Ja: A chcesz w łeb?! Yu: Nie dzięki. Obejdzie się ^^. Ja: -_-], zwój zniknął w dymie z charakterystycznym „puff”. Nie minęło nawet kilka sekund, a wejście do jaskini zajaśniało na czerwono, by ukazać na podłodze jaskini krąg, który po chwili zniknął razem ze światłem bariery.
-Wygląda na to, że bariera zniknęła. – Odezwał się jeden z shinobi.
-Taa… - Mruknął drugi.
-Dobra. Nie ważne. Nie mamy na to czasu. Wracamy do wioski. – Rzucił dowódca i skierował się w stronę Konohy. Pozostali poszli w jego ślady.

CDN.

Dzisiaj trochę krótko (znowu -_-), bo nie miałam czasu. Co do tytułu – pozostawię to bez komentarza -_-. Po prostu nie miałam za Chiny pomysłu. Wiem, że notka pewnie nudna, denna i mało ciekawa. W ogóle mało się działo, ale natchnienia nie miałam. A przynajmniej nie na ten rozdział. No może trochę ^^. Ale nie za wiele. Mogłabym co prawda poczekać jeszcze trochę lub złączyć to z następną notką, ale wyszłoby chyba za długie. No i obiecałam przecież, że notkę dam w święta nie? Więc tym bardziej wyszła krótkawa bo mało czasy na pisanie notki miałam. Ledwo się do kompa dorwałam zresztą. Poza tym leń jestem no i mam już pomysł na kolejną notkę (chyba), jednak strasznie mi się nie chce. Ech no nic mówi się trudno. Pozdro dla wszystkich ^^.
Yu: Tak, tak. Pozdrawiamy, żegnamy i mówimy „do następnej notki!”
I: Nie ględź już i się żegnaj.
Yu: Siedź Cicho o sam się zegnam.
I: A co robię? W ogóle co się taki gadatliwy zrobiłeś dzisiaj co?
Yu: -_- Pozostawię to bez komentarza. Zresztą ty mnie nie pouczaj boś nie lepszy!
I: >_< Ty… <chce coś jeszcze powiedzieć, ale A-chan wali go w głowę>
A: Weźcie się obaj zamknijcie i będzie po sprawie! Tak więc ostatecznie wszyscy mówimy: „papa”!
I: Jak teletubisie…
A: <mord w oczach>
Yu: <śmieje się>
I: Grr…
A: Och! Ty też siedź cicho! <wali w łeb ich obu> A teraz spać!!! <do czytelników> To była chyba najkrótsza notka w moim życiu, chyba… Ale mówi się trudno. Tak więc teraz mówię krótkie „papa!” ^^ I do następnej notki! ^^.


sobota, 3 grudnia 2011

Rozdział VIII – „Pakt i kłótnia”

Przepraszam!!! <pada na kolana> Wiem nie było mnie bardzo długo, ale spadło na mnie tyle roboty, że hej! I jeszcze zostałam współautorką bloga! [akatsuki-na-wesolo -> serdecznie zapraszam^^(to tak na marginesie)] A co za tym idzie dodatkowe ilości roboty i obowiązków. Co do rozdziału to mam nadzieję, że nie uśniecie, bo nie miałam zbytnio weny jak to napisać. Ale za to kolejny rozdział pojawi się niedługo. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania.

***

-Zwierzyna zamienia się w łowcę, a łowca w zwierzynę. - Po czym znowu zamienił się w dym.
-Co do diabła? Kolejny klon?! - warknął jeden z nich.
ANBU w końcu porządnie się wkurzyli. Jednak im zwiał. Odwrócili się z zamiarem wyjścia z jaskini. Jednak kiedy tylko mieli już przejść przez „granicę”, coś odrzuciło ich. Niewidoczna bariera. Ci co byli najbliżej i dotknęli owej bariery ukazując jej działanie zostali poważnie poparzeni. Naruto upewniając się, że nikogo z ANBU nie ma na zewnątrz jaskini i wszyscy się złapali w jego drobną pułapkę, wyszedł ze swojej kryjówki i uśmiechnął się drwiąco.
-Ty mały…!
ANBU już miał mu nawymyślać, ale blondyn mu przerwał.
-Na twoim miejscu uważałabym na słowa. – powiedział wciąż się uśmiechając. – Zważając na to w jakim jesteście położeniu. Jednakże to wasz wybór. Ja wam tylko daję dobrą radę.
-Dobrą radę?! Phi! Nie rozśmieszaj mnie gówniarzu! Co ty nam możesz zrobić?!
-Wiele. Na przykład zabić? – ANBU zatkało. – W chwili obecnej jesteście na mojej łasce i mogę według mojego „widzi mi się”, humoru czy tego co powiedzieli, zrobić z wami wszystko co tylko mi się podoba.
-Nie ośmielisz się! – Warknął ANBU.
-Chcesz się przekonać? Może zaczniemy od Ciebie? Lub… od tego obok?
Naruto wskazał palcem ninja, w masce sokoła, stojącego po prawej stronie ANBU, z którym właśnie rozmawiał i który prawdopodobnie tu dowoził.
-Co? Niby co chcesz zrobić?
-Zacznę może od… ognia? – Zapytał sam siebie.
Wokół „sokoła” pojawił się okrąg z ognią, tworzący w tej chwili słup aż pod sam „sufit”.
-Ponieważ jesteś kobietą – zaczął Naru – odpuszczę Ci. Szczególnie, że nie możesz odpowiadać za błędy kapitana, którym jak mniema jesteś. - Ostatnie słowa skierował do swojego poprzedniego rozmówcy.
A mówiąc to pstryknął palcami i ogień zniknął.
-Jak-ty-to…? – wyjąkał „sokół” – Zaraz! Skąd wiesz, że jestem kobietą?!
-Zapach. –odpowiedział Naru.
-Zapach? – dowódca nie zrozumiał.
-Tak, zapach. – Naru uśmiechnął się. – Więcej wiedzieć nie musicie. Na razie was nie zabiję. Jeśli nie będziecie próbowali wyjść nic wam się nie stanie. Jeśli jednak postąpicie inaczej, - tu zrobił krótką przerwę i spoważniał – bariera was spali na popiół. Żadna technika na to nie zadziała. Tylko ja mogę ją dezaktywować. Zrobię to kiedy się oddalę na bezpieczną odległość. – Wszyscy ANBU mocno się zdziwili. – Jednakże, -Tutaj Naru zaostrzył ton. – warunkiem jest, że obiecacie, że nie będziecie mnie ścigać. Tylko wy, za innych nie można obiecywać co nie? –blondynek lekko się uśmiechnął – Umowę podpiszecie krwią. – W jaskini pojawił się zwój. – Wystarczy imię. Jeśli jednak podpiszecie a nie dotrzymacie umowy, stracicie życie. W końcu to pakt podpisany krwią. Więc jak będzie?
-Oczekujesz od nas zdrady wioski?
-Nie. Po prostu nie będziecie mnie ścigać. A jeśli otrzymacie takie zadanie to odmówicie. Nie będziecie musieli ukrywać tej umowy, ale możecie. Innymi słowy oczekuję od was rozsądnego wyboru ratującego wasze życia. Więc?
-…
-Nie oczekuję odpowiedzi natychmiast. Zostawię tu mojego klona. Jeśli jedna osoba podpisze, tylko ta jedna będzie mogła wyjść, jakby bariery nie było. Jeśli chodzi o powrót, to dostarczenie tu czegoś. Jest to niemożliwe. Wszystko się spali. Tylko osoba, która podpisała umowę nie. Po prostu nie napotka na niewidzialną ścianę. Fajna technika nie? – Znowu ten drwiący uśmiech. – To ja się będę zbierał.
Naruto stworzył klona, a sam odszedł na polankę. W całym tym zamieszaniu nawet nie zauważył kiedy przestało padać.

-*Kyuu?*
-*Hmm…?*
-*Co z tą techniką wyciągnięcia cię?*
-*A co ma być?*
-*Możemy już się za nią zabrać?*
-*Nie! Musisz się jeszcze wiele nauczyć.*
-*To nie mógłbym się tego nauczyć w tej świątyni?!*
-*Nie! Tam będziemy przebywać tak krótko jak się da. To zbyt niebezpieczne. Mogliby nas łatwo znaleźć.*
-*A tu niby jest bezpiecznie?!*
-*=_= Nie denerwuj mnie. Bardzo cię proszę.*
-*o_O Ty „prosisz”? A to ci numer! Ty mnie o coś prosisz! Hahahaha! Wielki Kyuubi no Kitsune prosi swojego Jinchuriki żeby był cicho! Hahaha! Dobre!*
-*Naruto! Trochę powagi!*
-*A co mi z tej powagi?! Przez ciebie miałem właśnie na głowie 5 oddziałów ANBU! A wcześniej jeszcze więcej! Przez ciebie byłem traktowany jak śmieć w tej gównianej wiosce! Przez ciebie nie miałem praktycznie nikogo! Przez ciebie straciłem swoje dzieciństwo! I to z twojego powodu musiałem uciec z wioski! Przez ciebie wiele razy byłem na granicy śmierci, a wioska tylko cieszyła by się z mojej śmierci, bo nie mieliby w wiosce demona! Bo wszyscy mnie nienawidzili właśnie przez ciebie! To się robi irytujące! Nie jestem, aż tak dobrze wyszkolony! Znam tylko kilka sztuczek, których raczyłeś mnie nauczyć!*
-*Przeze mnie?* - Powiedział Kyuubi jakimś takim dziwnym głosem. - Rozumiem… W takim razie ja już znikam.*
-*No i dobrze!*
Naruto był wściekły. „No bo po co to było? I za kogo się on uważa do cholery?!” Takie myśli chodziły mu po głowie. Kitsune zamilkł, co było bardzo dziwne. Ale blondyna jakoś to teraz nie obchodziło. Nie panował nad sobą. Nawet nie zwrócił uwagi na ton głosu lisa przed jego zamilknięciem. Nie zauważył tej zmiany. Nie pomyślał, że mogło go to zaboleć. „Bo to przecież demon”. A czy demon nie może czuć? Może. I czuje.

--- Z perspektywy Kyuubiego ---

Przywiązałem się do tego gówniarza. I to cholernie. A nie powinienem. Więc czemu teraz tak mnie boli to co ten smarkacz powiedział? Nawet jeśli nie zdawał sobie sprawy, nie panował nad tym co mówi, bo był zły. To co z tego?! To go nie usprawiedliwia. Cholera! Co ja mam zrobić?! Irytujący człowiek! [Yu: I tak oto zakończyła się ich mentalna rozmowa. Ja: Taa… Chyba kłótnia -_-. Yu: Jak zwał, tak zwał. Ja: Cihco tam! ^^ Ale porządnie się pokłócili, oj tak... Yu: Prwie jak stare dobre małżeństwo ^^. Ja: Prawie robi wielką różnicę Yu-chan~. Yu: Nie mów do mnie „Yu-chan” <zły>! Ja: Dobrze Yu-chan~ ^^. Yu: >_<.].
CDN

***


Cóż... Mam nadzieję, że nie sunęliście. Bardzo, ale to bardzo przeoraszam, że notka pojawia się tak późno. Ale, tak jak obiecałam dodałam ją w weekend. Mam mnóstwo roboty, ale już się biorę za kolejny rozdział i planuje go daodać w święta. Tak w nagrodę: Za taką zwłokę z obecnym rozdziałem, jego długość (bo trochę krótki chyba jest nie?) i z okazji Mikołaja i świąt. Niestety teraz już muszę kończyć, więc kończę ględzić i pozdrawiam Was bardzo serdecznie ^^. Do następnej!