wtorek, 21 lutego 2012

Rozdział XII – „W drogę do wioski Wiru!”

Witam! Szybko i bez przeciągania. Odnoszę wrażenie, że o poprzedniej notce nie poinformowałam kilku osób ^^”. Bardzo za to przepraszam. <kłania się>
Sprawa pierwsza: Chciałam również serdecznie zaprosić (zapewne któryś już tam raz) na bloga: http://akatsuki-na-wesolo.blog.onet.pl Tu również pojawiła się nowa notka. Polecam bloga szczególnie fanom Akatsuki. Można się trochę pośmiać ale nie tylko. Tak więc zapraszam do czytania i komentowania.
No i sprawa druga. Rozdział dedykuję:
  • Fadziulce
  • Saspikowi
  • Sethu
  • Martini
No i jeszcze witam nowego czytelnika: Basię. A teraz kończę i zapraszam do czytania.

***

Blondwłosego chłopaka o lisich bliznach na policzkach obudziły ciepłe promienie porannego słońca. Otworzył oczy i rozglądnął się wokół. Przypomniał sobie wszystko co działo się poprzedniego wieczoru. Rozmowę ze swoim bijuu, wymyślenie mu imienia i to jak pozwolił blondynkowi traktować go jak ojca. Na te wspomnienia na twarzy Naruto zagościł wesoły uśmiech. Po chwili przyszedł mu do głowy iście szatański plan. Czuł się już zdecydowanie lepiej, nie miał gorączki, ani bólu głowy, a chakra już się zregenerowała. Uzumaki przymknął oczy, by po kilku sekundach je otworzyć i znaleźć się w swoim umyśle, przed klatką Kyuubiego. Ten oczywiście spał w najlepsze, ale siedmiolatek uznał, że przecież tak nie można, bo traci się tylko czas i z miną godną psychopaty wykonał kilka pieczęci, a na lisa lunęła ogromna ilość wody, na co ten zareagował natychmiastowym obudzeniem i prychaniem. Jego jinchuriki za to świetnie się bawił.
-Tak cię to bawi? >_<
-Owszem ^^!
-…
Lis w ułamku sekundy przybrał postać „człekopodobnej chakry” i zanim blondyn zdążył choćby mrugnąć wykonał wodne jutsu i na jego podopiecznego spadła jeszcze większa ilość wody niż na niego samego, a lis zaśmiał się
-Hahaha! I co?! Teraz wyglądasz jeszcze śmieszniej niż ja! =^_^=
-… =_= - Blondyn stał tak chwilę po czym uśmiechnął się szeroko. - Dzięki za wszystko za darmową kąpiel ^^! Narka. – I wrócił do rzeczywistości . A lisowi już żyłka na skroni pulsowała.
-Grr… A niech cię!
Bijuu warczał tak i warczał pod adresem blondyna, aż w końcu westchnął, wrócił do swojej zwierzęcej postaci i uśmiechnął się lekko.
Tymczasem Naruto wielce zadowolony ze swojego czynu wrócił „na ziemię”, rozpalił ognisko, na którym usmażył złowione wcześniej przez Kyuubiego ryby. Po posiłku odświeżył się trochę i przygotował do dalszej drogi.
-No dobra młody. Skoro już jesteś gotowy to wyruszamy.
-Chwila! A co z moim imieniem?
-No, a co z nim nie tak?
->_<No przecież nie będziesz do mnie wołać „Naruto”!
-No patrz! Mówić do niego po imieniu, a nie per „ty”, czy „ej młody!”, to ten się czepia. No i jak takiemu dogodzisz?
-Kyuu!
-No co?! A co jest niby nie tak z twoim imieniem?
-No, ale…
-Żadnego „ale”. Tobie zmienimy tylko nazwisko, a jak zajdzie taka potrzeba to będziesz miał na imię Tenshi. Może być?
-No dobra.
-No to skoro ustalone to idź już! =^.^=
Chłopak wstał i ruszył przed siebie, mrucząc pod nosem obelgi w stronę lisa. Ten z kolei z wielkim bananem, a raczej na pysku, pojawił się obok niego i nucił sobie jakąś tylko jemu znaną melodię. Po chwili jednak przestał i zmarszczył brwi.
-Naruto… Co ty u diabła robisz?
-Jak to co? Idę.
-To widzę. Ale gdzie?
-Yyy… Przed siebie?
-Błąd! – Blondyn aż podskoczył. – Do tej świątyni co ci kiedyś mówiłem! I nie w tą stronę do cholery!
-Yatta!!! (z jap. Hura!) W końcu!
-…=_=
-Zaraz. Ale jak nie w tą stronę, to w którą?
-Dokładnie w przeciwnym kierunku. =_= Południe.
-Ehehehe… No to go!
Blondyn odwrócił się i ruszył w kierunku wskazanym przez lisa. Zrobił zaledwie parę kroków i stanął jak wryty. Dopiero teraz dotarło do niego całkowicie, to co Kurama powiedział. Otworzył szeroko oczy i spojrzał powoli na swojego bijuu z niedowierzeniem i bezgranicznym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Zaraz, zaraz. Do „tej” świątyni? O_O
-Tak =_=
-Jesteś pewny? Przecież dopiero co mówiłeś, że taka opcja kategorycznie odpada. O_O
-Naruto… Ty mnie nawet nie denerwuj.
-Ale serio mówisz?!
-Tak! I lepiej się pospiesz zanim zmienię zdanie! >_<
-Yatta! *.* W końcu! W takim razie w drogę!
Blondyn uśmiechnął się szeroko i ponownie skierował się w stronę świątyni. Lis w postaci chakry podążył za nim, ale po jakimś czasie (ok. 5 minut) uznał, że to nie ma sensu i bez ostrzeżenia powrócił do ciała chłopaka. Ten natomiast nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i biegł dalej.

----- Ruiny wioski wiru -----

Zakapturzona postać rozglądała się po okolicy. Ciężko było stwierdzić kim owa osoba jest i czego konkretnie szuka. Postać nie była wysoka. Wzrostem przypominała nastolatka. Spod dużego kaptura widać było tylko jarzące się na czerwono oczy i kilka drobnych i długich kosmyków włosów koloru czarnego. Postać westchnęła i skierowała się o jednego z niewielu budynków, które jeszcze stały. Była to świątynia, a na jej drzwiach widniał napis w dziwnym, niezrozumiałym dla ludzi języku. Nieznajomy położył na drzwiach swoją prawą dłoń uprzednio kalecząc się kunai w palec. Napisy na drzwiach rozbłysły, a drzwi otworzyły się. Postać weszła do środka ściągając kaptur i ukazując twarz młodego, na oko trzynastoletniego, chłopaka. Długie, czarne włosy z czerwonymi pasemkami rozsypały się na jego plecach. Chłopak rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, w którym się znajdował i już wiedział, ż czeka go dużo pracy. Westchnął tylko załamany i zrobił smutną minę.
-Co za ruina. Trzeba będzie tu trochę ogarnąć do czasu ich przybycia.
Po tych słowach na jego twarzy znów pojawił się drwiący uśmieszek. Nie chcąc tracić czasu zabrał się do roboty. Na początek pousuwał jakieś kamienie, które obsunęły się ze ścian czy dachu. Potem wykonał Kage Bunshin no jutsu i kazał swoim klonom pozbyć się reszty zniszczonych, bądź zbędnych rzeczy, a następnie trochę posprzątać. Sam z kolei zabrał się za odnawianie czegoś w rodzaju ołtarza. Po skończeniu owej czynności zauważył, że klony jeszcze nie skończyły. Skierował się więc do drzwi obok, za którymi, jak przypuszczał, znajdowała się kuchnia. Nie mylił się. Jednak jedzenia nie było. Wrócił się do głównego pomieszczenia, gdzie klony wciąż prowadziły prace oczyszczająco-sprzątające i wziął swoją torbę, którą tam wcześniej zostawił. Następnie ponownie udał się do kuchni i przygotował sobie drobny posiłek z zapasów, które zakupił jeszcze w Kumo-gakure no sato. Pieniądze za zlecenie otrzymał, więc póki co nie musiał się o to martwić. Po posiłku już miał sprawdzić czy klony skończyły kiedy dotarła do niego wiadomość, iż zniknęły wykonawszy zlecone im zadanie. Uśmiechnął się zadowolony i już miał zamiar poszukać jakiegoś pomieszczenia z łóżkiem, ale uznał, że jest zbyt zmęczony i nie chce mu się ruszać z miejsca bez powodu. [Yu: Leń… Ja: Sza! >_<]. Położył głowę na stole i natychmiast usnął.

Wróćmy może jednak do Naruto i Kuramy. Blondyn skakał po drzewach z uśmiechem na twarzy, nucąc sobie pod nosem jakąś melodię, której nawet sam Kitsune nie znał. Nie zwracał w ogóle uwagi na zmęczenie swojego ciała, a także milczenie ze strony lisa. Co było dosyć dziwne w takiej sytuacji. Normalnie Kitsune palnąłby jakimś złośliwym tekstem czy coś. Ale tym razem milczał. Mimo to, chłopak cały w skowronkach uparcie kontynuował swoją podróż. Kyuubi z kolei miał jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Coś co zmieni wszystko. Nie wiedział czemu, ale jego myśli cały czas krążyły wokół jego przeszłości. A dokładniej czasów, kiedy zwracano się do niego „Kurama”, jak to zresztą powiedział blondynowi. Im bardziej kombinował o co może chodzić, tym mniej wiedział i bardziej się martwił. W końcu dał sobie z tym spokój wiedząc, że i tak do niczego w ten sposób nie dojdzie i skupił się na tym co obecnie mówił do niego młody Uzumaki.
-Hej, Kurama…
-Co jest młody?
-Jak daleko jeszcze do tej świątyni?
-Hmm… Nie jestem pewien, ale z tego co się orientuję to jakiś dzień drogi najmniej. I to szybkim tempem, bez żadnych postojów. Czyli w twoim przypadku tak ze dwa dni.
-Trochę daleko.
-Ta…
-A gdzie dokładnie położona jest ta świątynia? Bo wychodzi na to, że ja nawet nie wiem dokąd idę -_-.
-Cóż… Jeśli się nie mylę co do nazwy, to wioska wiru, o ile dobrze pamiętam.
-Wiru? Pierwszy raz o niej słyszę.
-Możliwe, bo to mało znana wioska. Na dodatek dobrze ukryta. Ach! No i przecież ona została zniszczona! Teraz pewnie tam są ruiny!
-Co?! To po co my tam idziemy?! Skoro świątynia się zawaliła to… - Lis przerwał blondynowi.
-Tak się składa młody, że ta świątynia to jeden z najznakomitszych budynków w tej wiosce. I pewnie jeden z najbardziej wytrzymałych. Więc co jak co, ale świątynia na pewno stoi. Może nie jest w najlepszym stanie, ale stoi.
-Mam nadzieję… - Westchnął Uzumaki.
-Ehh… młody, młody. Nie narzekaj, tylko biegnij lepiej i patrz przed siebie. Bo jeszcze się wywalisz.
-Hai, hai…
Naruto i Kurama skończyli swoją konwersację i kontynuowali swoją podróż do wioski Wiru. W milczeniu. A przynajmniej na razie.

CDN
***

Ja: No i to by było na tyle. Rozdział jest jaki jest i jestem z niego nawet zadowolona. Jak obiecałam tak pojawił się tajemniczy osobnik.
Yu: Dokładnie. I skoro już o nim mówimy to ponownie kierujemy się do was z prośbą.
I: Ta… A-chan nie może się zdecydować na imię dla niego. <zły look na A-chan> I tu się pojawia bojowe zadanie dla was.
Yu: Nom. Zgłaszajcie swoje propozycje.
Ja: Chciałam was jeszcze prosić o to, że jeśli znacie jakieś fajne blogi o Akatsuki, Naruto czy innym fajnym anime, to poinformujcie mnie o nich. W komentarzach czy jakoś inaczej. Wszelkie zaległości w czytaniu i komentowaniu waszych blogów (o których też chętnie przyjmę informację jeśli o nich nie wiem) nadrobię w najbliższym czasie. To by było chyba tyle. A przynajmniej na razie. Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki.
Yu: Ta… Nie wstydźcie się komentować.