Witam! Szybko i bez
przeciągania. Odnoszę wrażenie, że o poprzedniej notce nie poinformowałam kilku
osób ^^”. Bardzo za to przepraszam. <kłania się>
Sprawa pierwsza: Chciałam
również serdecznie zaprosić (zapewne któryś już tam raz) na bloga: http://akatsuki-na-wesolo.blog.onet.pl Tu
również pojawiła się nowa notka. Polecam bloga szczególnie fanom Akatsuki.
Można się trochę pośmiać ale nie tylko. Tak więc zapraszam do czytania i
komentowania.
No i sprawa druga. Rozdział
dedykuję:
- Fadziulce
- Saspikowi
- Sethu
- Martini
No i jeszcze witam nowego
czytelnika: Basię. A teraz kończę i
zapraszam do czytania.
***
Blondwłosego chłopaka o lisich bliznach na policzkach
obudziły ciepłe promienie porannego słońca. Otworzył oczy i rozglądnął się
wokół. Przypomniał sobie wszystko co działo się poprzedniego wieczoru. Rozmowę
ze swoim bijuu, wymyślenie mu imienia i to jak pozwolił blondynkowi traktować
go jak ojca. Na te wspomnienia na twarzy Naruto zagościł wesoły uśmiech. Po chwili
przyszedł mu do głowy iście szatański plan. Czuł się już zdecydowanie lepiej,
nie miał gorączki, ani bólu głowy, a chakra już się zregenerowała. Uzumaki
przymknął oczy, by po kilku sekundach je otworzyć i znaleźć się w swoim umyśle,
przed klatką Kyuubiego. Ten oczywiście spał w najlepsze, ale siedmiolatek
uznał, że przecież tak nie można, bo traci się tylko czas i z miną godną
psychopaty wykonał kilka pieczęci, a na lisa lunęła ogromna ilość wody, na co
ten zareagował natychmiastowym obudzeniem i prychaniem. Jego jinchuriki za to
świetnie się bawił.
-Tak cię to bawi? >_<
-Owszem ^^!
-…
Lis w ułamku sekundy przybrał postać „człekopodobnej
chakry” i zanim blondyn zdążył choćby mrugnąć wykonał wodne jutsu i na jego
podopiecznego spadła jeszcze większa ilość wody niż na niego samego, a lis
zaśmiał się
-Hahaha! I co?! Teraz wyglądasz jeszcze śmieszniej niż
ja! =^_^=
-… =_= - Blondyn stał tak chwilę po czym uśmiechnął
się szeroko. - Dzięki za wszystko za darmową kąpiel ^^! Narka. – I wrócił do
rzeczywistości . A lisowi już żyłka na skroni pulsowała.
-Grr… A niech cię!
Bijuu warczał tak i warczał pod adresem blondyna, aż w
końcu westchnął, wrócił do swojej zwierzęcej postaci i uśmiechnął się lekko.
Tymczasem Naruto wielce zadowolony ze swojego czynu
wrócił „na ziemię”, rozpalił ognisko, na którym usmażył złowione wcześniej
przez Kyuubiego ryby. Po posiłku odświeżył się trochę i przygotował do dalszej
drogi.
-No dobra młody. Skoro już jesteś gotowy to wyruszamy.
-Chwila! A co z moim imieniem?
-No, a co z nim nie tak?
->_<No przecież nie będziesz do mnie wołać
„Naruto”!
-No patrz! Mówić do niego po imieniu, a nie per „ty”,
czy „ej młody!”, to ten się czepia. No i jak takiemu dogodzisz?
-Kyuu!
-No co?! A co jest niby nie tak z twoim imieniem?
-No, ale…
-Żadnego „ale”. Tobie zmienimy tylko nazwisko, a jak
zajdzie taka potrzeba to będziesz miał na imię Tenshi. Może być?
-No dobra.
-No to skoro ustalone to idź już! =^.^=
Chłopak wstał i ruszył przed siebie, mrucząc pod nosem
obelgi w stronę lisa. Ten z kolei z wielkim bananem, a raczej na pysku, pojawił
się obok niego i nucił sobie jakąś tylko jemu znaną melodię. Po chwili jednak
przestał i zmarszczył brwi.
-Naruto… Co ty u diabła robisz?
-Jak to co? Idę.
-To widzę. Ale gdzie?
-Yyy… Przed siebie?
-Błąd! – Blondyn aż podskoczył. – Do tej świątyni co
ci kiedyś mówiłem! I nie w tą stronę do cholery!
-Yatta!!! (z jap. Hura!) W końcu!
-…=_=
-Zaraz. Ale jak nie w tą stronę, to w którą?
-Dokładnie w przeciwnym kierunku. =_= Południe.
-Ehehehe… No to go!
Blondyn odwrócił się i ruszył w kierunku wskazanym
przez lisa. Zrobił zaledwie parę kroków i stanął jak wryty. Dopiero teraz
dotarło do niego całkowicie, to co Kurama powiedział. Otworzył szeroko oczy i
spojrzał powoli na swojego bijuu z niedowierzeniem i bezgranicznym zdziwieniem
wymalowanym na twarzy.
-Zaraz, zaraz. Do „tej” świątyni? O_O
-Tak =_=
-Jesteś pewny? Przecież dopiero co mówiłeś, że taka
opcja kategorycznie odpada. O_O
-Naruto… Ty mnie nawet nie denerwuj.
-Ale serio mówisz?!
-Tak! I lepiej się pospiesz zanim zmienię zdanie!
>_<
-Yatta! *.* W końcu! W takim razie w drogę!
Blondyn uśmiechnął się szeroko i ponownie skierował
się w stronę świątyni. Lis w postaci chakry podążył za nim, ale po jakimś
czasie (ok. 5 minut) uznał, że to nie ma sensu i bez ostrzeżenia powrócił do
ciała chłopaka. Ten natomiast nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i biegł
dalej.
----- Ruiny
wioski wiru -----
Zakapturzona postać rozglądała się po okolicy. Ciężko
było stwierdzić kim owa osoba jest i czego konkretnie szuka. Postać nie była
wysoka. Wzrostem przypominała nastolatka. Spod dużego kaptura widać było tylko
jarzące się na czerwono oczy i kilka drobnych i długich kosmyków włosów koloru
czarnego. Postać westchnęła i skierowała się o jednego z niewielu budynków,
które jeszcze stały. Była to świątynia, a na jej drzwiach widniał napis w
dziwnym, niezrozumiałym dla ludzi języku. Nieznajomy położył na drzwiach swoją
prawą dłoń uprzednio kalecząc się kunai w palec. Napisy na drzwiach rozbłysły,
a drzwi otworzyły się. Postać weszła do środka ściągając kaptur i ukazując
twarz młodego, na oko trzynastoletniego, chłopaka. Długie, czarne włosy z
czerwonymi pasemkami rozsypały się na jego plecach. Chłopak rozejrzał się
dokładnie po pomieszczeniu, w którym się znajdował i już wiedział, ż czeka go
dużo pracy. Westchnął tylko załamany i zrobił smutną minę.
-Co za ruina. Trzeba będzie tu trochę ogarnąć do czasu
ich przybycia.
Po tych słowach na jego twarzy znów pojawił się
drwiący uśmieszek. Nie chcąc tracić czasu zabrał się do roboty. Na początek
pousuwał jakieś kamienie, które obsunęły się ze ścian czy dachu. Potem wykonał
Kage Bunshin no jutsu i kazał swoim klonom pozbyć się reszty zniszczonych, bądź
zbędnych rzeczy, a następnie trochę posprzątać. Sam z kolei zabrał się za
odnawianie czegoś w rodzaju ołtarza. Po skończeniu owej czynności zauważył, że
klony jeszcze nie skończyły. Skierował się więc do drzwi obok, za którymi, jak
przypuszczał, znajdowała się kuchnia. Nie mylił się. Jednak jedzenia nie było.
Wrócił się do głównego pomieszczenia, gdzie klony wciąż prowadziły prace
oczyszczająco-sprzątające i wziął swoją torbę, którą tam wcześniej zostawił.
Następnie ponownie udał się do kuchni i przygotował sobie drobny posiłek z
zapasów, które zakupił jeszcze w Kumo-gakure no sato. Pieniądze za zlecenie
otrzymał, więc póki co nie musiał się o to martwić. Po posiłku już miał
sprawdzić czy klony skończyły kiedy dotarła do niego wiadomość, iż zniknęły
wykonawszy zlecone im zadanie. Uśmiechnął się zadowolony i już miał zamiar
poszukać jakiegoś pomieszczenia z łóżkiem, ale uznał, że jest zbyt zmęczony i
nie chce mu się ruszać z miejsca bez powodu. [Yu: Leń… Ja: Sza! >_<]. Położył
głowę na stole i natychmiast usnął.
Wróćmy może jednak do Naruto i Kuramy. Blondyn skakał
po drzewach z uśmiechem na twarzy, nucąc sobie pod nosem jakąś melodię, której
nawet sam Kitsune nie znał. Nie zwracał w ogóle uwagi na zmęczenie swojego
ciała, a także milczenie ze strony lisa. Co było dosyć dziwne w takiej
sytuacji. Normalnie Kitsune palnąłby jakimś złośliwym tekstem czy coś. Ale tym
razem milczał. Mimo to, chłopak cały w skowronkach uparcie kontynuował swoją
podróż. Kyuubi z kolei miał jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Coś co
zmieni wszystko. Nie wiedział czemu, ale jego myśli cały czas krążyły wokół
jego przeszłości. A dokładniej czasów, kiedy zwracano się do niego „Kurama”,
jak to zresztą powiedział blondynowi. Im bardziej kombinował o co może chodzić,
tym mniej wiedział i bardziej się martwił. W końcu dał sobie z tym spokój
wiedząc, że i tak do niczego w ten sposób nie dojdzie i skupił się na tym co
obecnie mówił do niego młody Uzumaki.
-Hej, Kurama…
-Co jest młody?
-Jak daleko jeszcze do tej świątyni?
-Hmm… Nie jestem pewien, ale z tego co się orientuję
to jakiś dzień drogi najmniej. I to szybkim tempem, bez żadnych postojów. Czyli
w twoim przypadku tak ze dwa dni.
-Trochę daleko.
-Ta…
-A gdzie dokładnie położona jest ta świątynia? Bo wychodzi
na to, że ja nawet nie wiem dokąd idę -_-.
-Cóż… Jeśli się nie mylę co do nazwy, to wioska wiru,
o ile dobrze pamiętam.
-Wiru? Pierwszy raz o niej słyszę.
-Możliwe, bo to mało znana wioska. Na dodatek dobrze
ukryta. Ach! No i przecież ona została zniszczona! Teraz pewnie tam są ruiny!
-Co?! To po co my tam idziemy?! Skoro świątynia się
zawaliła to… - Lis przerwał blondynowi.
-Tak się składa młody, że ta świątynia to jeden z
najznakomitszych budynków w tej wiosce. I pewnie jeden z najbardziej wytrzymałych.
Więc co jak co, ale świątynia na pewno stoi. Może nie jest w najlepszym stanie,
ale stoi.
-Mam nadzieję… - Westchnął Uzumaki.
-Ehh… młody, młody. Nie narzekaj, tylko biegnij lepiej
i patrz przed siebie. Bo jeszcze się wywalisz.
-Hai, hai…
Naruto i Kurama skończyli swoją konwersację i
kontynuowali swoją podróż do wioski Wiru. W milczeniu. A przynajmniej na razie.
CDN
***
Ja: No i to by było na tyle. Rozdział jest jaki jest i jestem z niego nawet zadowolona. Jak obiecałam tak pojawił się tajemniczy osobnik.
Yu: Dokładnie. I skoro już o
nim mówimy to ponownie kierujemy się do was z prośbą.
I: Ta… A-chan nie może się
zdecydować na imię dla niego. <zły look na A-chan> I tu się pojawia
bojowe zadanie dla was.
Yu: Nom. Zgłaszajcie swoje
propozycje.
Ja: Chciałam was jeszcze
prosić o to, że jeśli znacie jakieś fajne blogi o Akatsuki, Naruto czy innym
fajnym anime, to poinformujcie mnie o nich. W komentarzach czy jakoś inaczej.
Wszelkie zaległości w czytaniu i komentowaniu waszych blogów (o których też
chętnie przyjmę informację jeśli o nich nie wiem) nadrobię w najbliższym
czasie. To by było chyba tyle. A przynajmniej na razie. Pozdrawiam serdecznie i
do następnej notki.
Yu: Ta… Nie wstydźcie się
komentować.