Witka! No, tak... Emm... Trochę mnie tutaj nie było i
ten tego... No, ale miałam pewne sprawy do załatwienia i drobne problemy
rodzinne. Oczywiście był w tym drobny udział lenistwa i braku weny, ale jak
widać mi się udało dorwać do kompa na taki okres czasu by dodać rozdział. No...
W tym przypadku One-shot'a ale cóż... No i przerzuciło mnie na pisanie o Ao no
Exorcist trochę dłużej. Jak łatwo się domyślić One-shot jest właśnie o tym,
więc ci co nie oglądali, lub tego nie lubią niech nie czytają. Nie zmuszam. Bo
wiecie... Niektórzy mogą nie wiedzieć o co chodzi. Choć w sumie... Starczy! No
dobra. Bez przeciągania już. Zapraszam do czytania!
***
„Ojciec i
Syn”
Tokijski kościół. Miejsce święte i otwarte dla każdego
potrzebującego. W tym miejscu już od 7 lat oprócz księży wychowywało się 2
chłopców. Nagle z budynku sakralnego wybiegł mały chłopiec mniej, więcej w tym
właśnie wieku, a zaraz za nim drugi, który jednak zatrzymał się przy drzwiach
lekko dysząc. Miał ciemne włosy, zielono-niebieskie oczy, okulary i
charakterystyczne 3 pieprzyki pod lewym okiem. Drugi zaś, również miał ciemne
włosy, jednak były one nieuczesane. Oczy z kolei miał niebieskie. Rysy twarzy
były lekko zaostrzone jak na dziecko. W oczach tańczyły wesołe iskierki.
Niebieskooki uśmiechał się wesoło. Wyglądał trochę na rozrabiakę, czy kogoś kto
lubi psocić. Był odrobinę wyższy od zielonookiego. Chłopcy byli braćmi,
bliźniakami. Wyższy był starszy, bardziej żywy i łatwo pakował się w kłopoty, a
młodszy… Odwrotnie. Byli do siebie bardzo podobni, a jednocześnie tak różni.
Wkońcu młodszy z nich uspokoił się, wziął głęboki
oddech i zawołał:
-Nii-san! Tata znowu będzie się martwić, jak nic mu
nie powiesz!
-Daj spokój Yukio! – zawołał drugi z braci.
Chłopak nazwany „Yukio” już chciał coś powiedzieć, ale
na jego głowie wylądowała czyjaś ciepła dłoń, która zmierzwiła mu włosy.
-Rin! Tylko nie odchodź za daleko! Bo Shiro znowu
będzie musiał cię szukać.
Osobą, która wypowiedziała te słowa i uspokoiła Yukio
był ksiądz z owego kościoła. Przyjaciel Shiro - ich ojca. Przybranego ojca.
Fujimoto Shiro, bo tak się nazywał ich opiekun, również był księdzem.
Specyficznym księdzem, bo zboczonym, palącym papierosy i pijących alkohol bez
opamiętania, ale jednak księdzem.
Choć ich „ojciec” miał na nazwisko „Fujimoto”, oni
nosili inne nazwisko „Okumura” – po rodzicach. A przynamniej tak im
powiedziano. Nie wiedzieli czy to prawda,jednak to nie było ważne. Ważne było,
że wszyscy mogli być razem.
Po słowach wypowiedzianych przez jednego z współbraci
ojca Fujimoto, Rin tylko bardziej się wyszczerzył i pobiegł przed siebie, a
jego otouto (z jap. młodszy brat) westchnął zrezygnowany.
-Chodź Yukio. Pomożesz mi.
Zakonnik odezwał się do młodszego Okumure ze szczerym
uśmiechem na twarzy. Chłopak spojrzał na niego, po czym razem z duchownym udał
się do wnętrza budynku.
Z kolei starszy z braci Okumura biegł już przez park.
O tej porze było tu mało ludzi. Rin był z tego w pewien sposób zadowolony. Co
prawda chciał się bawić z innymi dziećmi, ale zawsze ktoś go obrażał lub
nazywał demonem. Przeważnie wywiązywała się z tego jakaś kłótnia, czy bójka.
Wolał, więc unikać takich sytuacji. Jego brat i ojciec tak naprawdę go nie
znali. Dlaczego? Bo przy nich zawsze zachowywał się beztrosko. Udawał wesołego
i skorego do bójek. To drugie w pewnym sensie się zgadzało, ale to pierwsze… Co
prawda przebywanie z przyjaciółmi jego ojca, z nim samym i z Yukio sprawiały mu
radość, to jednak nigdy, aż tak. Udawał. Zawsze udawał głupka, żeby go
zaakceptowano. Tylko czasami nie mógł się powstrzymać od pokazania komuś co o
nim myśli. Co z tego,że ten ktoś był od niego starszy? Co z tego, że był
silniejszy? Nie bał się go. Rin po prostu nie mógł pozwolić, żeby komuś na jego
oczach stała się krzywda. W takiej sytuacji po prostu momentami tracił nad sobą
panowanie. Chłopiec podbiegł do jednej z huśtawek, usiadł na niej i zaczął
cicho nucić sobie jakąś,tylko jemu znaną melodią. Po kilku minutach usłyszał za
sobą czyjeś kroki. Odwrócił się i co zobaczył? Szaro-białego wilka z
intensywnie niebieskimi, bystrymi oczami, bardzo podobnymi do oczu młodego
Okumury. W pierwszej chwili przeraził się i chciał uciekać, ale coś mówiło mu,
że zwierzę nie zrobi mu krzywdy. Wilk wpatrywał się w niego z dziwnym spokojem
i jakby zaciekawieniem w oczach, co jak na zwierzę było dość nietypowe. Na
dodatek jakie dzikie zwierzę podeszłoby tak blisko do człowieka? I to z własnej
woli!
Po chwili, która Rinowi wydawała się jakby
niesamowitym zjawiskiem trwający mwiecznie, wilk spuścił głowę, a raczej pysk i
wydał z siebie coś w rodzaju skowytu i szczeknięcia w jednym, a następnie
położył łeb na łapach. W oczach, o ile to możliwe, można było zobaczyć
bezgraniczny smutek i ból, a uszy opadły lekko. Niebieskooki z jakiegoś
nieznanego powodu poczuł chęć „pocieszenia” i przytulenia zwierzęcia. Jakby w
pewien sposób było mu bliskie. Postawił powoli jeden krok, a wilk z powrotem
nastawił uszy z ciekawością i zdziwienie. Potem drugi krok, trzeci, czwarty… Aż
w końcu siedmiolatek stał tuż przed dzikim mieszkańcem lasu. Wyciągnął przed
siebie rękę i bez zawahania położył ją na pysku szaraka i uśmiechnął się
szeroko. Jeśli wcześniej wilk był zdziwiony to po reakcji chłopca mało na zawał
nie padł. Uśmiechnął się lekko, o ile wilk może się uśmiechnąć i przymknął
lekko ślepia. Niebieskooki (ludź ^.^ - wybaczcie… nie mogłam się powstrzymać)
wyszczerzył się jeszcze szerzej, usiadł przed „Puszkiem” – jak go w myślach
nazwał – i przytulił go do siebie/wtulił się wniego (niepotrzebne skreślić).
Przymknął powoli oczy robiąc się coraz bardziej sennym. Ale co mu się dziwić,
skoro miał taką fajną, puchatą i żywą poduszkę^^? (Dodajmy jeszcze, że ciepłą
<- żywą ;D) Kiedy jednak otworzył oczy okazało się, że jest już prawie
ciemno.
Natychmiast zdał sobie sprawę, że usnął. Popatrzył na
zwierzę, na którym zresztą tak dobrze mu się spało i uśmiechnął się wesoło.
Dlaczego? Otóż wilk oddychał powoli, pochrapując lekko, jęzor zwisał mu z lekko
uchylonego pyska, uszy miał wpół opuszczone, a łapy… cóż… Wyglądało to tak, że
lewą łapę miał ułożoną przedsobą, a prawa podpierała pysk jakby był zwierzę
było człowiekiem. Poza komiczna. Szczególnie, że to wilk, a zwisający jęzor
dodawał temu i tak zabawnemu obrazowi, wizerunek głupoty. Siedmiolatek
zachichotał i odsunął się od zwierzęcia, na co ten się poruszył i instynktownie
otworzył ślepia. Kiedy dotarło już do jego zaspanego mózgu, że chłopak patrzy
się na niego ledwo powstrzymując śmiech, natychmiast się zreflektował i
przybrał pozę jak na „normalnego” wilka przystało, cały czas mając w oczach
niepewność oraz zdenerwowanie. Jakby się obawiał reakcji chłopaka. Ten jednak
zareagował dosyć… hmm… niespodziewanie i nietypowo. Bowiem przyłożył rękę do
ust i zaczął się opętańczo śmiać, by zaraz po tym zwijać się już ze śmiechu po
ziemi, trzymając się za brzuch.„Wilczek” popatrzył na niego zdezorientowany.
Kiedy brunet w końcu się w miarę uspokoił, popatrzył na wilka
smutnym wzrokiem, a Puszek miał minę podtytułem „WTF?!”. Cóż… Mało jaki
człowiek, a tym bardziej siedmioletnie dziecko, ma takie gwałtowne zmiany
nastroju jak kobieta w ciąży.
W końcu Okumura wstał, uśmiechnął się smutno i
przytulił jeszcze raz do zwierzęcia. Tylko tym razem odrobinę mocniej. No
krócej, bo dosyć szybko gopuścił.
Rin z niewesołą miną odezwał się pierwszy raz jak do
tej pory. W każdym razie jeśli chodzi o spotkanie z wilkiem.
-Musze już iść. Shiro będzie się martwił. Mam
nadzieję, że nic Ci się nie stanie. – powiedział trochę weselej, po czym dodał
jeszcze jedno słowo – Arigato.
Siedmiolatek wyszczerzył ząbki, „zmierzwił” sierść
wilka na łbie, odwrócił się i ruszył w kierunku domu. Zrobił zaledwie parę
kroków, kiedy usłyszał za sobą donośny głos.
-To ja dziękuję Rin. Uważaj na siebie.
Chłopak zatrzymał się natychmiast i szybko odwrócił.
Jednak nikogo tam nie zobaczył. Choć był pewien, że ktoś się tam wcześniej
znajdował. Kilka kroków za nim. A teraz? Ani żywej duszy. Wilk również zniknął.
Jedynym co zauważył przez ułamek sekundy, kiedy jeszcze odwracał się w kierunku
usłyszanego głosu, był delikatny, błękitny błysk. Rozglądnął się jeszcze raz
dookoła, ale kiedy i tym razem nic nie zauważył, skierował swe kroki ponownie w
kierunku kościoła.
Wyszedł z parku i po kilku sekundach usłyszał czyjeś
głosy za rogiem. Podszedł tam bardzo powoli, na paluszkach i wychylił się
ledwie, bo ledwie zza murku. Jego oczom ukazało się dwóch mężczyzn ubranych
dość specyficznie i zawzięcie dyskutujących o czymś. A, że zawsze był dzieckiem
ciekawskim, postanowił odrobinę posłuchać.
-No i gdzie on do cholery jest Faust?! Wiesz ty w
ogóle jak on wygląda?!
-Uspokój się. Widziałem tylko zdjęcie.
-Więc jak go masz zamiar rozpoznać?
-On mówił, że nie będzie z tym problemu.
-A nie mógł przyjść po nas osobiście?!
-Podobno coś ważnego się stało.
-Więc mógł podać adres i powiedzieć jak dojść!
Drugi z mężczyzn zamiast odpowiedzieć popatrzył tylko
na swojego towarzysza, po czym najzwyczajniej w świecie uderzył go w tył głowy,
tak, że ten się przewrócił, a oprawca wyglądał jakby zrobił to „od tak”
odganiając tylko muchę. Innymi słowy niezbyt się przejął stanem swojego kolegi,
do którego sam zresztą doprowadził.Rin postanowił przyjrzeć im się uważniej.
Pierwszy,ten który leżał na ziemi, był ubrany w
większości na zielono. Ewentualnie bardzociemnozielono, jak w
przypadku spodni. A skoro o nich mowa… Krótkie, prawieczarne, z ćwiekami. W
podobnym stylu góra tylko trochę jaśniejsza . Pod spodniami – zielone
„rajtuzy”, jak to młody Okumura określił. Na nogach również ciemnozielone buty,
zadarte z przodu do góry. Na dłoniach czarne rękawiczki bez palców, sięgające
za łokcie. Do spodni przyczepiony miał metalowy, bądź srebrny łańcuch. A
fryzura… Brunet ledwo powstrzymał się od śmiechu. Zielone włosy, zaczesane w
dziwny róg/szpikulec na czubku głowy. Im wyżej tym jaśniejszy odcień zieleni.
Chłopakowi przypominał brokuła, czy jakieś inne zielone warzywo. Oczy? Nie
widział ich, gdyż mężczyzna leżał na ziemi, twarzą do podłoża. Na oko wyglądał
na mniej, więcej 20 lat. Niebieskooki skierował swoje słodkie oczęta (nie
mogłam się powstrzymać ^^) na drugiego z nieznajomych, a pierwsza myśl jaka
przyszła mu wtedy do głowy odnośnie tej osoby – „Cukierek”. Dlaczegóż to? Otóż
mężczyzna był praktycznie cały ubrany na różowo. No, może z niewielkimi
ilościami bieli. Spodnie jasno różowe, o dziwnym kształcie przypominającym
bombkę choinkową. Kamizelka, koszula, rękawiczki, getry/rajstopy – wszystko na
różowo-biało! Tylko, że w innych odcieniach. W przypadku tej ostatniej części
ubioru, wzór również był… niestandardowy. W pionowe paski właśnie w tych dwóch
kolorach. Buty koloru ciemno-różowego wpadającego w czerwień. Mężczyzna miał
średniej długości czarno-fioletowe włosy i kozią bródkę. Oczy koloru
żółto-zielonego. Na głowie również biało-różowy kapelusz w poziome, grube
paski, a w ręce… różowa (a jakżeby inaczej), o przedziwnym kształcie parasolka,
którą wymachiwał na wszystkie strony. Jego brokułowy towarzysz nazwał go Faust,
ale dla Rina był „Cukierkową, różową kozą”(^^). Brakowało mu tylko rogów. Na
oko miał może około 30 lat. Okumura z powrotem schował się za murem i już miał
iść w swoja stronę, całkowicie niezauważony, jednak kiedy zrobił pierwszy krok,
spod jego buta wydobył się trzask. Okazało się, że stanął na jakiejś starej
butelce plastikowej. Natychmiast, zaraz za jego plecami, pojawiła się „Super
dziwaczna dwójka”. Wręcz rodem z komiksu. Rin nie zwracając na nich uwagi
podniósł butelkę i wrzucił do kosza obok. Mężczyźni popatrzyli się na niego
dziwnie, a następnie starszy z nich odezwał się.
-Chłopcze,co tutaj robisz?
-Wracam do domu.
-Sam, o tak późnej godzinie?
-Yhym…
-A wiesz może mały, gdzie jest najbliższy kościół?
Tym razem odezwał się „Pan Jarzynka”, który masował
się jednocześnie po głowie.
-Tak.
Brokuł podskoczył żywo i natychmiast znalazł się obok
chłopca.
-O! To chodź! Pokażesz nam! – zawołał optymistycznie
-Nie znam was.
-…
Zielonowłosy chciał coś dodać, ale ponownie wylądował
na ziemi, „niezauważalnie” i „lekko” popchnięty przez towarzysza, który i tym
razem się nie przejął sytuacją kolegii zabrał głos.
-A możesz nam wskazać kierunek?
Trzydziestolatek uśmiechnął się (według niego)
zachęcająco. Chłopiec popatrzył na niego przez chwilę dziwnym wzrokiem, po czym
pokiwał głową na „tak”.
-Ale pod warunkiem, że mi pan na coś odpowie.
-Ależ oczywiście!
-Czemu ten pan wygląda jak brokuł?
To mówiąc niebieskooki wskazał na młodszego z
mężczyzn. Miny obu z nich były komiczne.
Tak. Obu, gdyż młodszy z nich już wstał z ziemi. A
kiedy dotarł do niego dokładny sens słów chłopca, zacisnął zęby, a z oczu
puszczał błyskawice. Młodszy mężczyzna zrobił krok w kierunku siedmiolatka.
-Ty mały… Jak ty mnie…?!
Zielonowłosemu nie dane było dokończyć zdania, ani
zrobić kolejnego kroku, bo ponownie jego twarz miała bliskie spotkanie z
ziemią. Spowodowane i tym razem przez fioletowo-włosego towarzysza, który tym
razem zrobił to bardziej ostentacyjnie. A następnie wyszczerzył się do Okumury.
-Nie przejmuj się nim mały. To idiota. To gdzie ten
kościół? ^^
Brunet nie odpowiedział tylko znacząco spojrzał na
leżącego na ziemi dwudziestolatka.
-Ah! No tak… Wygląda tak, bo to głupek ^^.
Rin popatrzył to na jednego, to na drugiego, a
następnie odwrócił się i wskazał kierunek palcem, w którym panowie mieli,
przynajmniej powinni się udać, aby dotrzeć do celu.
-Tam. W tamtym kierunku. Piętnaście do dwudziestu
minut drogi.
Fioletowo-włosy uśmiechnął się wesoło, chwycił
towarzysza za kołnierz i ruszył tam, gdzie mu pokazano nucąc sobie „pod nosem”.
Rin popatrzył za nimi przez kilka sekund i skierował się do „domu” skrótem. Po
około 10 minutach już był na miejscu. Przybrał na twarz mega wyszczerz i otwarł
drzwi szeroko, z rozmachem krzycząc:
-Tadaima!!! (z jap. wróciłem) Co na kolację?!
Przy drzwiach natychmiast znaleźli się prawie wszyscy
przebywający w budynku. Każdy z inną miną. Jedni ze zdziwioną, drudzy ze
szczęśliwą, trzeci ze złą, a jeszcze inni z wyrazem ulgi na twarzy. Po chwili
pojawił się też młodszy z braci Okumura – Yukio.
-Nii-san! Gdzie ty się podziewałeś?! Wszyscy się
martwili! Tata nawet poszedł cię szukać! My tez chcieliśmy, ale nam nie
pozwolił… - tu okularnik zrobił smutną minkę – W każdym bądź razie miałeś nie
odchodzić za daleko! I wkrótce wrócić!
Bliźniak wymachiwał rękami we wszystkich kierunkach,
cały czas krzycząc na starszego brata, który z kolei bez choćby najmniejszej
przerwy, szczerzył się głupio nie zwracając najmniejszej uwagi na wrzaski
brata.
Wywody młodszego brata przerwał jeden z ojców
należących do tego opactwa.
-Yukio. Spokojnie.
-Ale…!
-Spokojnie… Shiro zaraz wróci. Już wysłałem mu
wiadomość, że Rin się sam znalazł ^^. Ale muszę przyznać, że długo cię nie było
Rin-chan. – ostatnie słowa ksiądz skierował do starszego z bliźniaków.
-Gomen,gomen… Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem
kiedy zrobiło się późno.
Niebieskooki zaśmiał się wesoło, na co jego brat i
zakonnicy zareagowali westchnięciem.
Po zaledwie dwóch minutach do budynku wpadł zziajany,
cały czerwony na twarzy ze zmęczenia i złości mężczyzna, o szarych włosach –
Shiro Fujimoto - ubrany jak reszta księży tam obecnych. Na nosie miał małe
okrągłe okularki a na szyi srebrny krzyżyk.Jego wzrok natychmiast padł na nowo
przybyłego.
-Riiiiiinnnn!!! Masz mi coś do powiedzenia chłopcze?!
-Shiro… Nie krzycz na niego. Da się to spokojnie
załatwić.
Fujimoto całkowicie zignorował uwagę kolegi i cały
czas wpatrywał się w chłopca. Ten popatrzył na niego i wykrzyknął nagle.
-Spotkałem wilka!
Chłopak wyszczerzył zęby jeszcze szerzej, a miny
wszystkich innych wyrażały szok i zdezorientowanie. (No co? Nie dziwcie się. To
dosyć nietypowa wymówka/usprawiedliwienie ^^) Po chwili takiego „zawieszenia”
wszyscy wybuchli śmiechem. W końcu Shiro odezwał się ponownie.
-Rin… Ja mówię poważnie! Przestań natychmiast
żartować! Gdzie byłeś?!
Niebieskooki nadął policzki obrażony.
-Ja nie żartuję! Mówię całkowicie poważnie! Byłem w
parku i spotkałem wilka!
Teraz wszyscy byli cholernie przerażeni i zszokowani.
Ojciec Fujimoto ponownie zabrał głos.
-R-rin…Jesteś pewien?
-Hai! Spotkałem go! Takiego szaro-białego! Dużego i
puszystego fajnego wilczka!
-o_O Zaraz! Jak to puszystego?! Skąd wiesz?!
-Sprawdziłem!
Chłopak był zadowolony z siebie jak nigdy. A swoimi
słowami zaszokował „rodzinę” jeszcze bardziej.
-Co zrobiłeś?! – wydarł się jego przybrany ojciec –
Zbliżyłeś się do niego?!
-Yhym… Nic mi nie zrobił! Był taki milusi i w ogóle…
Shiro i reszta załamali ręce. Teraz mają
potwierdzenie, że ten chłopiec przyciąga wszystko co nie bezpieczne jak magnes.
A ten tylko się uśmiechał.
-Nigdy więcej tak nie rób dobra?
-Yhym… Ale był mięciutki! I miał niebieskie oczy!
Takie jak ja!
Wszyscy dorośli drgnęli nagle, jakby coś do nich
dotarło. A gdzieś między nimi słychać było bardzo ciche: „Czyżby to był ON?” i
„Mam nadzieję, że nie. Ale wszystko jest możliwe.”
-Czy jest jeszcze coś o czym nie wiem, a powinienem?
-Hmm… - chłopiec zamyślił się – No więc… Spotkałem
jeszcze takich dwóch dziwnych panów, którzy szukali drogi do naszego kościoła.
-Tak? A dokładniej?
-Pana Ogórka lub Brokuła i Pana Cukierkową Różową
Kozę!
-O_o Że jak?
W tym momencie drzwi otworzyły się, a w nich pojawili
się dwaj mężczyźni, których wcześniej spotkał chłopiec. Niebieskooki zareagował
natychmiast, krzycząc i szczerząc się jeszcze bardziej.
-O! To oni! Pan Brokuł i Pan Cukierkowa Różowa Koza!
Miny zarówno nowo przybyły, jak i domowników wyrażały
wszelkie możliwe uczucia i miny. A Panu zielonemu i różowemu żyłki zaczęły
niebezpiecznie pulsować na głowie nie wróżąc niczego dobrego. Kościelni
wybuchli śmiechem. A młodszy z gości nie wytrzymał i praktycznie rzuciłby się
na uśmiechniętego chłopca gdybynie szybka reakcja Shiro, który powstrzymał
najpierw jego, a potem pana z parasolką, który już robił krok w kierunku niebieskookiego.
-Już, już… Spokojnie. Rin… Ci panowie to moi znajomi.
Przyjechali mnie odwiedzić i poznać ciebie i brata. A ta dwójka – tu pokazał na
Rina i Yukio - to Rin i Yukio.
Starszy z gości odezwał się jako pierwszy, bo drugi
wciąż się uspokajał.
-Więc to jest ta dwójka co? My się już znamy prawda. –
tu popatrzył na starszego Okumurę, a ten tylko pokiwał głową.
Fioletowo-włosemu ponownie zaczęła pulsować żyłka na
czole. Jednak po chwili atmosfera się rozluźniła i wszyscy zasiedli do
oczekiwanej (głównie przez Rina) kolacji. No może pomijając jeden fakt. Kiedy
już jedli posiłek Rin dodał jeszcze, że nie wiedział, iż Shiro przyjaźni się z
debilami i idiotami. Kiedy ten zapytał co ma na myśli, Okumura odpowiedział mu,
że Starszy z ich gości tak nazwał młodszego. Dalszy ciąg zdarzeń pomińmy, bo
był bardzo podobny do tego przy drzwiach, kiedy przyszli goście.
***
No to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Nie będę
się tu rozpisywać, bo pewnie i tak nikt podpisów nie czyta. Dziękuję za
wszelkie komentarze do tej pory. I jeszcze raz proszę. Wpisujcie się do księgi
gości! Bo nie wiem kogo mam informować! I nie pod postami. KSIĘGA GOŚCI. Tam
proszę napisać: adres e-mail, GG, blog czy jak kto woli. Choć wolałabym przez
GG lub bloga. Nawet tych których informuje bez tego, bo mam z nimi dobry
kontakt. Jeśli się te osoby nie wpiszą to mogę ich zapomnieć poinformować, więc
jeszcze raz stosuję moją prośbę. To wszystko. Przepraszam za jakiekolwiek błędy
(jeśli takowe są oczywiście) i pozdrawiam serdecznie.