Witka! No, tak... Emm... Trochę mnie tutaj nie było i
ten tego... No, ale miałam pewne sprawy do załatwienia i drobne problemy
rodzinne. Oczywiście był w tym drobny udział lenistwa i braku weny, ale jak
widać mi się udało dorwać do kompa na taki okres czasu by dodać rozdział. No...
W tym przypadku One-shot'a ale cóż... No i przerzuciło mnie na pisanie o Ao no
Exorcist trochę dłużej. Jak łatwo się domyślić One-shot jest właśnie o tym,
więc ci co nie oglądali, lub tego nie lubią niech nie czytają. Nie zmuszam. Bo
wiecie... Niektórzy mogą nie wiedzieć o co chodzi. Choć w sumie... Starczy! No
dobra. Bez przeciągania już. Zapraszam do czytania!
***
„Ojciec i
Syn”
Tokijskikościół. Miejsce święte i otwarte dla każdego
potrzebującego. W tym miejscu jużod 7 lat oprócz księży wychowywało się 2
chłopców. Nagle z budynku sakralnegowybiegł mały chłopiec mniej, więcej tym
właśnie wieku, a zaraz za nim drugi,który jednak zatrzymał się przy drzwiach
lekko dysząc. Miał ciemne włosy,zielono-niebieskie oczy, okulary i
charakterystyczne 3 pieprzyki pod lewymokiem. Drugi zaś, również miał ciemne
włosy, jednak były one nieuczesane. Oczyz kolei miał niebieskie. Rysy twarzy
były lekko zaostrzone jak na dziecko. Woczach tańczyły wesołe iskierki.
Niebieskooki uśmiechał się wesoło. Wyglądałtrochę na rozrabiakę, czy kogoś kto
lubi psocić. Był odrobinę wyższy odzielonookiego. Chłopcy byli braćmi, bliźniakami.
Wyższy był starszy, bardziejżywy i łatwo pakował się w kłopoty, a młodszy…
Odwrotnie. Byli do siebie bardzopodobni, a jednocześnie tak różni.
Wkońcu młodszy z nich uspokoił się, wziął głęboki
oddech i zawołał:
-Nii-san!Tata znowu będzie się martwić, jak nic mu nie
powiesz!
-Dajspokój Yukio! – zawołał drugi z braci.
Chłopaknazwany „Yukio” już chciał coś powiedzieć, ale
na jego głowie wylądowała czyjaściepłą dłoń, która zmierzwiła mu włosy.
-Rin!Tylko nie odchodź za daleko! Bo Shiro znowu
będzie musiał cię szukać.
Osobą,która wypowiedziała te słowa i uspokoiła Yukio
był ksiądz z owego kościoła.Przyjaciel Shiro - ich ojca. Przybranego ojca.
Fujimoto Shiro, bo tak sięnazywał ich opiekun, również był księdzem.
Specyficznym księdzem, bo zboczonym,palącym papierosy i pijących alkohol bez
opamiętania, ale jednak księdzem.
Choćich „ojciec” miał na nazwisko „Fujimoto”, oni
nosili inne nazwisko „Okumura” –po rodzicach. A przynamniej tak im powiedziano.
Nie wiedzieli czy to prawda,jednak to nie było ważne. Ważne było, że wszyscy
mogli być razem.
Posłowach wypowiedzianych przez jednego z współbraci
ojca Fujimoto, Rin tylkobardziej się wyszczerzył i pobiegł przed siebie, a jego
otouto (z jap. młodszybrat) westchnął zrezygnowany.
-ChodźYukio. Pomożesz mi.
Zakonnikodezwał się do młodszego Okumure ze szczerym
uśmiechem na twarzy. Chłopakspojrzał na niego, po czym razem z duchownym udał
się do wnętrza budynku.
Zkolei starszy z braci Okumura biegł już przez park. O
tej porze było tu małoludzi. Rin był z tego w pewien sposób zadowolony. Co
prawda chciał się bawić zinnymi dziećmi, ale zawsze ktoś go obrażał lub nazywał
demonem. Przeważniewywiązywała się z tego jakaś kłótnia, czy bójka. Wolał, więc
unikać takichsytuacji. Jego brat i ojciec tak naprawdę go nie znali. Dlaczego?
Bo przy nichzawsze zachowywał się beztrosko. Udawał wesołego i skorego do
bójek. To drugiew pewnym sensie się zgadzało, ale to pierwsze… Co prawda
przebywanie zprzyjaciółmi jego ojca, z nim samym i z Yukio sprawiały mu radość,
to jednaknigdy, aż tak. Udawał. Zawsze udawał głupka, żeby go zaakceptowano.
Tylkoczasami nie mógł się powstrzymać od pokazania komuś co o nim myśli. Co z
tego,że ten ktoś był od niego starszy? Co z tego, że był silniejszy? Nie bał
się go.Rin po prostu nie mógł pozwolić, żeby komuś na jego oczach stała się
krzywda. Wtakiej sytuacji po prostu momentami tracił nad sobą panowanie.
Chłopiecpodbiegł do jednej z huśtawek, usiadł na niej i zaczął cicho nucić
sobie jakąś,tylko jemu znaną melodią. Po kilku minutach usłyszał za sobą czyjeś
kroki.Odwrócił się i co zobaczył? Szaro-białego wilka z intensywnie
niebieskimi,bystrymi oczami, bardzo podobnymi do oczu młodego Okumury. W
pierwszej chwiliprzeraził się i chciał uciekać, ale coś mówiło mu, że zwierzę
nie zrobi mukrzywdy. Wilk wpatrywał się w niego z dziwnym spokojem i jakby
zaciekawieniem woczach, co jak na zwierzę było dość nietypowe. Na dodatek jakie
dzikie zwierzępodeszłoby tak blisko do człowieka? I to z własnej woli!
Pochwili, która Rinowi wydawała się jakby niesamowitym
zjawiskiem trwającymwiecznie, wilk spuścił głowę, a raczej pysk i wydał z
siebie coś w rodzajuskowytu i szczeknięcia w jednym, a następnie położył łeb na
łapach. W oczach, oile to możliwe, można było zobaczyć bezgraniczny smutek i
ból, a uszy opadłylekko. Niebieskooki z jakiegoś nieznanego powodu poczuł chęć
„pocieszenia” iprzytulenia zwierzęcia. Jakby w pewien sposób było mu bliskie.
Postawił powolijeden krok, a wilk z powrotem nastawił uszy z ciekawością i
zdziwienie. Potemdrugi krok, trzeci, czwarty… Aż w końcu siedmiolatek stał tuż
przed dzikimmieszkańcem lasu. Wyciągnął przed siebie rękę i bez zawahania
położył ją napysku szarak i uśmiechnął się szeroko. Jeśli wcześniej był
zdziwiony to poreakcji chłopca mało na zawał nie padł. Uśmiechnął się lekko, o
ile wilk możesię uśmiechnąć i przymknął lekko ślepia. Niebieskooki (ludź ^.^ -
wybaczcie…nie mogłam się powstrzymać) wyszczerzył się jeszcze szerzej, usiadł
przed„Puszkiem” – jak go w myślach nazwał – i przytulił go do siebie/wtulił się
wniego (niepotrzebne skreślić). Przymknął powoli oczy robiąc się coraz
bardziejsennym. Ale co mu się dziwić, skoro miał taką fajną, puchatą i żywą
poduszkę^^? (Dodajmy jeszcze, że ciepłą <- żywą ;D) Kiedy jednak otworzył
oczyokazało się, że jest już prawie ciemno.
Natychmiastzdał sobie sprawę, że usnął. Popatrzył na
zwierzę, na którym zresztą tak dobrzemu się spało i uśmiechnął się wesoło.
Dlaczego? Otóż wilk oddychał powoli,pochrapując lekko, jęzor zwisał mu z lekko
uchylonego pyska, uszy miał wpółopuszczone, a łapy… cóż… Wyglądało to tak, że lewą
łapę miał ułożoną przedsobą, a prawa podpierała pysk jakby był człowiekiem.
Poza komiczna.Szczególnie, że to wilk, a zwisający jęzor dodawał temu i tak
zabawnemuobrazowi, wizerunek głupoty. Siedmiolatek zachichotał i odsunął się
odzwierzęcia, na co ten się poruszył i instynktownie otworzył ślepia.
Kiedydotarło już do jego zaspanego mózgu, że chłopak patrzy się na niego
ledwopowstrzymując śmiech, natychmiast się zreflektował i przybrał pozę jak
na„normalny” wilk, cały czas mając w oczach niepewność oraz zdenerwowanie.
Jakbysię obawiał reakcji chłopaka. Ten jednak zareagował dosyć… hmm…
niespodziewaniei nietypowo. Bowiem przyłożył rękę do ust i zaczął się opętańczo
śmiać, byzaraz po tym zwijać się już ze śmiechu po ziemi, trzymając się za
brzuch.„Wilczek” popatrzył na niego zdezorientowany. Kiedy brunet w końcu
się wmiarę uspokoił, popatrzył na wilka smutnym wzrokiem, a
Puszek miał minę podtytułem „WTF?!”. Cóż… Mało jaki człowiek, a tym bardziej
siedmioletnie dziecko, ma takie gwałtowne zmiany nastroju jak kobieta w ciąży.
Wkońcu Okumura wstał, uśmiechnął się smutno i
przytulił jeszcze raz dozwierzęcia. Tylko tym razem odrobinę mocniej. No
krócej, bo dosyć szybko gopuścił.
Rinz niewesołą miną odezwał się pierwszy raz jak do
tej pory. W każdym razie jeślichodzi o spotkanie z wilkiem.
-Muszejuż iść. Shiro będzie się martwił. Mam nadzieję,
że nic Cisię nie stanie. –powiedział trochę weselej, po czym dodał jeszcze
jedno słowo – Arigato.
Siedmiolatekwyszczerzył ząbki, „zmierzwił” sierść
wilka na łbie, odwrócił się i ruszył wkierunku domu. Zrobił zaledwie parę
kroków, kiedy usłyszał za sobą donośnygłos.
-Toja dziękuję Rin. Uważaj na siebie.
Chłopakzatrzymał się natychmiast i szybko odwrócił.
Jednak nikogo tam nie zobaczył.Choć był pewien, że ktoś się tam wcześniej znajdował.
Kilka kroków za nim. Ateraz? Ani żywej duszy. Wilk również zniknął. Jedynym co
zauważył prze ułameksekundy, kiedy jeszcze odwracał się w kierunku usłyszanego
głosu, byłdelikatny, błękitny błysk. Rozglądnął się jeszcze raz dookoła, ale
kiedy i tymrazem nic nie zauważył, skierował swe kroki ponownie w kierunku
kościoła.
Wyszedłz parku i po kilku sekundach usłyszał czyjeś
głosy za rogiem. Podszedł tambardzo powoli, na paluszkach i wychylił się
ledwie, bo ledwie zza murku. Jegooczom ukazało się dwóch mężczyzn ubranych dość
specyficznie i zawzięciedyskutujących o czymś. A, że zawsze był dzieckiem
ciekawskim, postanowiłodrobinę posłuchać.
-Noi gdzie on do cholery jest Faust?! Wiesz ty w ogóle
jak on wygląda?!
-Uspokójsię. Widziałem tylko zdjęcie.
-Więcjak go masz zamiar rozpoznać?
-Onmówił, że nie będzie z tym problemu.
-Anie mógł przyjść po nas osobiście?!
-Podobnocoś ważnego się stało.
-Więcmógł podać adres i powiedzieć jak dojść!
Drugiz mężczyzn zamiast odpowiedzieć popatrzył tylko
na swojego towarzysza, po czymnajzwyczajniej w świecie uderzył go w tył głowy,
tak, że ten się przewrócił, aoprawca wyglądał jakby zrobił to „od tak”
odganiając tylko muchę. Innymi słowyniezbyt się przejął stanem swojego kolegi,
do którego sam zresztą doprowadził.Rin postanowił przyjrzeć im się uważniej.
Pierwszy,ten który leżał na ziemi, był ubrany w
większości na zielono. Ewentualnie bardzociemnozielono, jak w
przypadku spodni. A skoro o nich mowa… Krótkie, prawieczarne, z ćwiekami. W
podobnym stylu góra tylko trochę jaśniejsza . Podspodniami – zielone „rajtuzy”,
jak to młody Okumura określił. Na nogach równieżciemnozielone buty, zadarte z
przodu do góry. Na dłoniach czarne rękawiczki bezpalców, sięgające za łokcie.
Do spodni przyczepiony miał metalowy, bądź srebrnyłańcuch. A fryzura… Brunet
ledwo powstrzymał się od śmiechu. Zielone włosy,zaczesane w dziwny
róg/szpikulec na czubku głowy. Im wyżej tym jaśniejszyodcień zieleni.
Chłopakowi przypominał brokuła, czy jakieś inne zielonewarzywo. Oczy? Nie
widział ich, gdyż mężczyzna leżał na ziemi, twarzą dopodłoża. Na oko wyglądał
na mniej, więcej 20 lat. Niebieskooki skierował swojesłodkie oczęta (nie mogłam
się powstrzymać ^^) na drugiego z nieznajomych, apierwsza myśl jaka przyszła mu
wtedy do głowy odnośnie tej osoby – „Cukierek”.Dlaczegóż to? Otóż mężczyzna był
praktycznie cały ubrany na różowo. No, może zniewielkimi ilościami bieli.
Spodnie jasno różowe, o dziwnym kształcieprzypominającym bombkę choinkową.
Kamizelka, koszula, rękawiczki,getry/rajstopy – wszystko na różowo-biało!
Tylko, że w innych odcieniach. Wprzypadku tej ostatniej części ubioru, wzór
również był… niestandardowy. Wpionowe paski właśnie w tych dwóch kolorach. Buty
koloru ciemnoróżowegowpadającego w czerwień. Mężczyzna miał średniej długości
czarno-fioletowe włosyi kozią bródkę. Oczy koloru żółto-zielonego. Na głowie
również biało-różowykapelusz w poziome, grube paski, a w ręce… różowa (a jakżeby
inaczej), oprzedziwnym kształcie parasolka, którą wymachiwał na wszystkie
strony. Jegobrokułowy towarzysz nazwał go Faust, ale dla Rina był „Cukierkową,
różową kozą”(^^). Brakowało mu tylko rogów. Na oko miał może około 30 lat.
Okumura z powrotemschował się za murem i już miał iść w swoja stronę,
całkowicie niezauważony,jednak kiedy zrobił pierwszy krok, spod jego buta
wydobył się trzask. Okazałsię, że stanął na jakiejś starej butelce plastikowej.
Natychmiast, zaraz zajego plecami, pojawiła się „Super dziwaczna dwójka”. Wręcz
rodem z komiksu. Rinnie zwracając na nich uwagi podniósł butelkę i wrzucił do
kosza obok.Mężczyźnie popatrzyli się na niego dziwnie, a następnie starszy z
nich odezwałsię.
-Chłopcze,co tutaj robisz?
-Wracamdo domu.
-Sam,o tak późnej godzinie?
-Yhym…
-Awiesz może mały, gdzie jest najbliższy kościół?
Tymrazem odezwał się „Pan Jarzynka”, który masował się
jednocześnie po głowie.
-Tak.
Brokułpodskoczył żywo i natychmiast znalazł się obok
chłopca.
-O!To chodź! Pokażesz nam! – zawołał optymistycznie
-Nieznam was.
-…
Zielonowłosychciał coś dodać, ale ponownie wylądował
na ziemi, „niezauważalnie” i „lekko”popchnięty przez towarzysza, który i tym
razem się nie przejął sytuacją kolegii zabrał głos.
-Amożesz nam wskazać kierunek?
Trzydziestolatekuśmiechnął się (według niego)
zachęcająco. Chłopiec popatrzył na niego przezchwilę dziwnym wzrokiem, po czym
pokiwał głową na „tak”.
-Alepod warunkiem, że mi pan na coś odpowie.
-Ależoczywiście!
-Czemuten pan wygląda jak brokuł?
Tomówiąc niebieskooki wskazał na młodszego z mężczyzn.
Miny obu z nich byłykomiczne.
Tak.Obu, gdyż młodszy z nich już wstał z ziemi. A
kiedy dotarł do niego dokładnysens słów chłopca, zacisnął zęby, a z oczu
puszczał błyskawice. Młodszymężczyzna zrobił krok w kierunku siedmiolatka.
-Tymały… Jak ty mnie…?!
Zielonowłosemunie dane było dokończyć zdania, ani
zrobić kolejnego kroku, bo ponownie jegotwarz miała bliskie spotkanie z ziemią.
Spowodowane i tym razem przezfioletowo-włosego towarzysza, który tym razem
zrobił to bardziej ostentacyjnie.A następnie wyszczerzył się do Okumury.
-Nieprzejmuj się nim mały. To idiota. To gdzie ten
kościół? ^^
Brunetnie odpowiedział tylko znacząco spojrzał na
leżącego na ziemi dwudziestolatka.
-Ah!No tak… Wygląda tak, bo to głupek ^^.
Rinpopatrzył to na jednego, to na drugiego, a
następnie odwrócił się i wskazałkierunek palcem, w którym panowie mieli,
przynajmniej powinni się udać, abydotrzeć do celu.
-Tam.W tamtym kierunku. Piętnaście do dwudziestu minut
drogi.
Fioletowo-włosyuśmiechnął się wesoło, chwycił
towarzysza za kołnierz i ruszył tam, gdzie mupokazano nucąc sobie „pod nosem”.
Rin popatrzył za nimi przez kilka sekund iskierował się do „domu” skrótem. Po
około 10 minutach już był na miejscu.Przybrał na twarz mega wyszczerz i otwarł
drzwi szeroko, z rozmachem krzycząc:
-Tadaima!!!(z jap. wróciłem) Co na kolację?!
Przydrzwiach natychmiast znaleźli się prawie wszyscy
przebywający w budynku. Każdyz inną miną. Jedni ze zdziwioną, drudzy ze
szczęśliwą, trzeci ze złą, a jeszczeinni z wyrazem ulgi na twarzy. Po chwili
pojawił się też młodszy z braciOkumura – Yukio.
-Nii-san!Gdzie ty się podziewałeś?! Wszyscy się
martwili! Tata nawet poszedł cię szukać!My tez chcieliśmy, ale nam nie
pozwolił… - tu okularnik zrobił smutną minkę – Wkażdym bądź razie miałeś nie
odchodzić za daleko! I wkrótce wrócić!
Bliźniakwymachiwał rękami we wszystkich kierunkach,
cały czas krzycząc na starszegobrata, który z kolei bez choćby najmniejszej
przerwy, szczerzył się głupio niezwracając najmniejszej uwagi na wrzaski brata.
Wywodymłodszego brata przerwał jeden z ojców
należących do tego opactwa.
-Yukio.Spokojnie.
-Ale…!
-Spokojnie…Shiro zaraz wróci. Już wysłałem mu
wiadomość, że Rin się sam znalazł ^^. Alemusze przyznać, że długo cię nie było
Rin-chan. – ostatnie słowa ksiądzskierował do starszego z bliźniaków.
-Gomen,gomen… Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem
kiedy zrobiło się późno.
Niebieskookizaśmiał się wesoło, na co jego brat i
zakonnicy zareagowali westchnięciem.
Pozaledwie dwóch minutach do budynku wpadł zziajany,
cały czerwony na twarzy zezmęczenia i złości mężczyzna, o szarych włosach –
Shro Fujimoto - jak resztaksięży tam obecnych. Na nosie miał małe okrągłe
okularki a na szyi srebrny krzyżyk.Jego wzrok natychmiast padł na
nowoprzybyłego.
-Riiiiiinnnn!!!Masz mi coś do powiedzenia chłopcze?!
-Shiro…Nie krzycz na niego. Da się to spokojnie
załatwić.
Fujimotocałkowicie zignorował uwagę kolegi i cały czas
wpatrywał się w chłopca. Tenpopatrzył na niego i wykrzyknął nagle.
-Spotkałemwilka!
Chłopakwyszczerzył zęby jeszcze szerzej, a miny
wszystkich innych wyrażały szokizdezorientowanie. Po chwili takiego
„zawieszenia” wszyscy wybuchli śmiechem. Wkońcu Shiro odezwał się ponownie.
-Rin…Ja mówię poważnie! Przestań natychmiast żartować!
Gdzie byłeś?!
Niebieskookinadał policzki obrażony.
-Janie żartuję! Mówię całkowicie poważnie! Byłem w
parku i spotkałem wilka!
Terazwszyscy byli cholernie przerażeni i zszokowani.
Ojciec Fujimoto ponownie zabrałgłos.
-R-rin…Jesteś pewien?
-Hai!Spotkałem go! Takiego szaro-białego! Dużego i
puszystego fajnego wilczka!
-o_OZaraz! Jak to puszystego?! Skąd wiesz?!
-Sprawdziłem!
Chłopakbył zadowolony z siebie jak nigdy. A swoimi
słowami zaszokował „rodzinę”jeszcze bardziej.
-Cozrobiłeś?! – wydarł się jego przybrany ojciec –
Zbliżyłeś się do niego?!
-Yhym…Nic mi nie zrobił! Był taki milusi i w ogóle…
Shiroi reszta załamali ręce. Teraz mają potwierdzenie,
że ten chłopiec przyciągawszystko co nie bezpieczne jak magnes. A ten tylko się
uśmiechał.
-Nigdywięcej tak nie rób dobra?
-Yhym…Ale był mięciutki! I miał niebieskie oczy! Takie
jak ja!
Wszyscydorośli drgnęli nagle, jakby coś do niech
dotarło. A gdzieś między nimi słychaćbyło bardzo ciche: „Czyżby to był ON?” i
„Mam nadzieję, że nie. Ale wszystkojest możliwe.”
-Czyjest jeszcze coś o czym nie wiem, a powinienem?
-Hmm…-chłopiec zamyślił się – No więc… Spotkałem
jeszcze takich dwóch dziwnych panów,którzy szukali drogi do naszego kościoła.
-Tak?A dokładniej?
-PanaOgórka lub Brokuła i Pana Cukierkową Różową Kozę!
-O_oŻe jak?
Wtym momencie drzwi otworzyły się, a w nich pojawili
się dwaj mężczyźni, którychwcześniej spotkał chłopiec. Niebieskooki zareagował
natychmiast krzycząc iszczerząc się jeszcze bardziej.
-O!To oni! Pan Brokuł i Pan Cukierkowa Różowa Koza!
Minyzarówno nowo przybyły, jak i domowników wyrażały
wszelkie możliwe uczucia iminy. A Panu zielonemu i różowemu żyłki zaczęły
niebezpiecznie pulsować nagłowie nie wróżąc niczego dobrego. Kościelni wybuchli
śmiechem. A młodszy zgości nie wytrzymał i praktycznie rzuciłby się na
uśmiechniętego chłopca gdybynie szybka reakcja Shiro, który powstrzymał
najpierw jego, a potem pana zparasolką, który już robił krok w kierunku
niebieskookiego.
-Już,już… Spokojnie. Rin… Ci panowie to moi znajomi.
Przyjechali mnie odwiedzić ipoznać ciebie i brata. A ta dwójka –tu pokazał na
Rina i Yukio - to Rin uYukio.
Starszyz gości odezwał się jako pierwszy, bo drugi
wciąż się uspokajał.
-Więcto jest ta dwójka co? My się już znamy prawda. –
tu popatrzył na starszegoOkumurę, a ten tylko pokiwał głową.
Fioletowo-włosemuponownie zaczęła pulsować żyłka na
czole. Jednak po chwili atmosfera sięrozluźniła i wszyscy zasiedli do
oczekiwanej (głównie przez Rina) kolacji. Nomoże pomijając jeden fakt. Kiedy
już jedli posiłek Rin dodał jeszcze, że niewiedział, iż Shiro przyjaźni się z
debilami idiotami. Kiedy ten zapytał co mana myśli, Okumura odpowiedział mu, że
Starszy z ich gości tak nazwał młodszego.Dalszy ciąg zdarzeń pomińmy, bo był
bardzo podobny do tego przy drzwiach, kiedyprzyszli goście.
***
No to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Nie będę
się tu rozpisywać, bo pewnie i tak nikt podpisów nie czyta. Dziękuję za
wszelkie komentarze do tej pory. I jeszcze raz proszę. Wpisujcie się do księgi
gości! Bo nie wiem kogo mam informować! I nie pod postami. KSIĘGA GOŚCI. Tam
proszę napisać: adres e-mail, GG, blog czy jak kto woli. Choć wolałabym przez
GG lub bloga. Nawet tych których informuje bez tego, bo mam z nimi dobry
kontakt. Jeśli się te osoby nie wpiszą to mogę ich zapomnieć poinformować, więc
jeszcze raz stosuję moją prośbę. To wszystko. Przepraszam za jakiekolwiek błędy
(jeśli takowe są oczywiście) i pozdrawiam serdecznie.
Jej ! One-shot Ao no Exorcist ! Jak ja się cieszę !
OdpowiedzUsuńCóż moje zdanie na temat tej notki chyba znasz, nie? ^^ Pan Brokuł i Pan Różowa Koza miażdżą! xD Z niecierpliwością czekam na następną notkę ^^
OdpowiedzUsuńWróciłem! Dobrze przeczytać coś świeżego tuż przed egzaminiami.Jest dużo błędów edytorskich czytaj spacji brakuje( albo coś mi się przeglądarka internetowa psuje). Ao No Exorcist.... YaY! Fajnie poczuć powiew świerzości, ale jednak chętnie przeczytał bym kontynuację pierwszej opowieści :)A teraz w imię Szatana, Jahwe, Allacha, Buddy, Artemizy, Aresa i wielu innych bogów/władców, narzucam na Ciebię Klątwę Nieskończonej Weny Twórczej, która sprawi że bez napisania czegoś konstruktywnego na dzień, przysporzy Ci Ataku Śmiechu, prowadzącego do śmierci poprzez uduszenie(od śmiechu rzecz jasna, Joker by się ucieszył)Pozrdowionka
OdpowiedzUsuńHaha! Dzięki, dzięki ^^. Jeśli o te błędy chodzi to jest to wszystko wina mojej przeglądarki jak kopiowałam z worda ^^. Opublikowałam już poprawioną wersję ^^. A historia główna na pewno będzie kontynuowana ^^. Ale jeszcze chwilkę na ciąg dalszy poczekasz ^^. PozdrawiamA-chan
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga : http://high-school-of-the-life.blog.onet.pl/ To historia.. Nowe opowiadanie, oryginalne. Znajdziesz tam postaci z wielu anime : Another, AO no exorcist, Kuroshitsuji i wielu innych.Powiem jeszcze, że naprawdę warto wejść :DP.S. Przepraszam za spam.
OdpowiedzUsuń