***
Boli… wszystko mnie boli. Czy to piekło? Nie. Tam podobno nie czuć bólu. A może znowu padłem ofiarą jakiegoś znudzonego shinobi? Ale przecież uciekłem. Czyżby to wszystko było tylko snem, iluzją? Któreś musi być. Albo moja ucieczka nie miała miejsca, albo coś jest ze mną nie tak. Zaraz… Kyuubi powinien wiedzieć!
-*Kurama… Kyuubi!*
Nic… cisza. Co do cholery?! Przecież nie zwariowałem! Spokojnie Naruto. Myśl! Myśl co się stało zanim poczułeś ból. Zanim straciłeś przytomność… Argh! Mówienie do siebie jest oznaką choroby psychicznej! Nawet w myślach! Do licha ciężkiego!
Wdech i wydech. Na pewno wszystko sobie przypomnę jak tylko zachowam spokój i odtworzę wszystkie zdarzenia sprzed tego momentu.
Z tego co pamiętam to… zbliżaliśmy się z Ryuujim i Kyuubim do wioski Księżyca. Tak. I wtedy coś się stało. Tylko co? Zaraz… wtedy… wyczułem chakrę Sasuke! A może mi się tylko wydawało? Nie – to za chwilę. Co było dalej? Chyba przyspieszyłem gdy poczułem, że jego chakra zaczyna pulsować i maleć. I wtedy… Ah! Już pamiętam!
---== Jakiś czas wcześniej ==---
-Kurama! Ta chakra! – zawołałem do lisa
-Tak, wiem.
-O co chodzi? – spytał niewtajemniczony Ryuuji
-Ta energia kawałek przed nami należy do przyjaciela Naruto. – wyjaśnił Kurama za mnie. Coś ścisnęło mnie w środku.
-Byłego przyjaciela Kurama, byłego. – dodałem czując nieprzyjemny uścisk w żołądku
-Naruto… – demon chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował
Westchnąłem więc i uspokoiłem myśli, po czym odezwałem się stanowczym tonem.
-Przyspieszmy.
Nie musiałem mówić nic więcej. Dla moich towarzyszy wszystko było jasne. Słowa nie były potrzebne. Po niedługim czasie już byliśmy na miejscu. Przed nami rozciągała się polana. A raczej jej resztki. Spalone drzewa, błoto zapewne od technik suiton, pocięte gałęzie i dziury w ziemi. A w środku tego wszystkiego stał Sasuke. Dokładniej mówiąc, starał się utrzymać pion, ale jego rany były naprawdę poważne, a chakrę ledwo co wyczuwałem. Stał przed leżącą na ziemi, nieprzytomna kobietą i zasłaniał ją. Wyglądała naprawdę źle. Granatowe włosy i blada twarz były całe we krwi. Przypuszczałem, że mogła dostać w głowę. Do tego potargane i pobrudzone ubranie. Uchiha rozglądał się uważnie dookoła, a ja zastanawiałem się gdzie jest napastnik. I wtedy, jak na zawołanie, w ich stronę poleciała kula ognia. Nie czekając na nic, wyskoczyłem przed atak i zasłoniłem Sasuke swoim ciałem, starając się zmniejszyć obrażenia ścianą ziemi. Niestety doton nie był moim naturalnym żywiołem i wciąż nie szedł mi zbyt dobrze. Z tego powodu blokada prędko rozpadła się pod wpływem ognistej kuli i dostałem. Na szczęście nie było tak źle. Szybko wyciągnąłem kunai, kątem oka rejestrując szok a twarzy Uchihy i włączenie się Kuramy wraz z Ryuujim.
Rozgorzała poważna walka, która rozkręcała się z każdą sekundą. Używając prostego jutsu ziemi uniemożliwiłem wrogowi dalsze ukrywanie się w podłożu, gdzie uciekł po moim pojawieniu się. Najprawdopodobniej z zamiarem pozbycia się mnie z zaskoczenia. Ale nic z tego. Gdy przeciwnik znalazł się już nad powierzchnią, za nim pojawił się Ryuuji z katana w ręce. Wyprowadził perfekcyjny cios i ostrze przebiło tajemniczego osobnika. Niestety ten w ostatniej chwili wykonał nieznane mi jutsu i… ciało pod wpływem cięcia zmieniło się w pióra. Jakaś nowa odmiana Kawarimi nojutsu? Ciekawie. Przeciwnik wykorzystał naszą dezorientację i pojawił się kucając przede mną. Zobaczyłem błysk metalu i zareagowałem instynktownie. Wiedziałem, że nie uniknę ataku, więc zminimalizowałem obrażenia. W efekcie tego, krótki miecz przeciął dość boleśnie moje lewe ramię. On jednak nie odpuszczał. Odskoczyłem w bok, chwytając Sasuke i przyjrzałem się wrogowi. Sądząc po postawie, był to mężczyzna. Ciemne włosy spiął w krótkiego kucyka. Dolną część twarzy przysłaniała maska, taka jak u Hatake. Nie posiadała żadnej hitai-ate, tylko bandaż zawiązany na czole. W piwnych oczach odbijał się mrożący krew w żyłach chłód. Mógł mieć najwyżej 20 lat.
Naruto drgnął. Już dawno nie widział kogoś tak obojętnego. Przepełnionego nienawiścią – owszem, ale nie tak zimnego w stosunku do innych. W stosunku do wszystkiego. Według Namikaze, to był najgorszy typ człowieka. Ni śmierć, ni życie go nie ruszało. Był niczym maszyna do zabijania, wykonująca każdy rozkaz swego pana. Nie pałał rządzą zabijania, nie czerpał z tego powodu radości, nie chciał żadnej zemsty. Po prostu robił to co mu kazano – zabijał. Bez skrupułów, do samego końca. Choćby miał oddać za to swoje życie. Nie było ono dla niego ważne. Wszystko byleby misję wykonać. Prędzej lub później.
-Na…ruto?
Uchiha w końcu wykrztusił to jeno słowo. Gardło miał wyschnięte jak nigdy, A wielka gula w gardle sprawiała, że nie mógł powiedzieć nic więcej. Ani jednego dźwięku. Tylko tępo wpatrywał się w swojego, chyba już byłego, przyjaciela.
Blondyn rzucił mu przelotne spojrzenie, ale ponownie skupił się na wrogu. „Przyjdzie czas na tłumaczenia. Ale to później.” – myślał. Nie wiedział czego mógł się spodziewać po piwnookim. Kurama i Ryuuji również. Można by pomyśleć, że dwa demony nie powinny mieć problemu z jakimś podrzędnym idiotą, więc czemu?
Owszem – dwa demony w pełni sił, poradziłyby sobie w ciągu chwili z jednym człowiekiem. Ale pod warunkiem, że nie ograniczałyby ich ludzkie ciała, nie byliby zmęczeni i mało obchodziłoby ich, że zwrócą na siebie uwagę. Tymczasem rodzeństwo miało sytuację całkowicie odwrotną. Innymi słowy, warunki wyjątkowo im nie sprzyjały. A trzeba było jeszcze uważać na Naruto i Sasuke! Jakby nie patrzeć, to wciąż dzieci. Na dodatek ranne. A nieprzytomna kobieta mogłaby przez przypadek zostać trafiona, gdyby się zbytnio rozkręcili. Wszystko toczyło się odwrotnie niżby chcieli.
Walka ponownie zaczęła nabierać tempa. Okazało się, że przeciwnik swobodnie korzysta z jutsu wielu żywiołów i nie ma pod władaniem tylko Raijtonu. Młodszy demon dawał popis ze sztuki władania mieczem, a Kurama zadziwiał prędkością oraz władzą nad ogniem, do którego nie musiał nawet używać pieczęci. Zręczne uniki i wymiana ciosów, przybierała na prędkości. Tajemniczy zabójca wykonał Kage Bunshin no jutsu i Ryuuji wraz z bratem nie mogli skupić się na swoim przeciwniku, tylko cały czas zerkali na chłopców, którzy z racji ran, nie radzili sobie zbyt dobrze. Walka jednak toczyła się dalej. Wróg szukał słabych punktów, których na nieszczęście było wtedy całkiem sporo. Najsłabszym ogniwem byli niestety obaj młodzieńcy oraz Himiko. W efekcie końcowym Naruto wylądował Łądne paręnaście metrów dalej, po drodze przebijając parę drzew i tracąc przytomność.
Sasuke spanikował. Jeszcze tego brakowało, by teraz i przyjaciela stracił. Pobiegł w stronę Namikaze, jednak odsłonił się przez to i dostał atakiem ogromnej kuli wody. Skończyło się na tym, że wylądował obok syna Yondaime również nieprzytomny. To jeszcze bardziej zmotywowało dwójkę demonów do działania. W ciągu kilku chwil udało im się wykorzystać pewność wygranej przeciwnika i zabić go, przebijając ciało ninja kunaiem, dokładnie w tym samym momencie. Kurama z tyłu, Ryuuji z przodu. Przeciwnik zrobił zaskoczoną minę i wyzionął ducha. Oba ostrza zostały wyciągnięte z ciała zmarłego, a to, już niczym niepodtrzymywane, upadło na ziemię. Bracia podnieśli nieprzytomną trójkę i zabrali ich.
Ah… No tak. Kiedy straciłem przytomność, Kurama z Ryuujim zapewne zajęli się przeciwnikiem i zabrali mnie stamtąd. Ale gdzie Sasuke? Czy nic mu nie jest? Że też musiałem odpłynąć jako ten pierwszy. Naprawdę nie lubię czegoś nie wiedzieć. Ale zaraz! Nie mogę mieć 100% pewności, że Kurama i Ryuuji go zabili, czy coś. Możliwe jest przecież, że przeciwnik nie musiał wygrać, a mógł… gulp… mnie złapać. Może jego celem był Sasuke, ale… Cóż, jest naprawdę wiele opcji. Lepiej dmuchać na zimne i niczego nie wykluczać. Jednak zanim będę kontynuował ich rozpatrzenie, dobrym pomysłem byłoby rozglądnięcie się dookoła. Gdzie są drzwi? Ah, tutaj. Ok. Niech no tylko wstanę i- Ah! Czuję paraliżujący ból w całym moim ciele. Jakby ktoś powbijał mi w ciało setki, czy nawet tysiące metalowych igieł, a potem puścił przez nie prąd. Niezbyt miłe uczucie. No dobrze, dobrze. Wstajemy! Iiii-hopsa!
Stać – stoję. A teraz do drzwi. Wszystko byłoby pięknie, ładnie, gdybym wszystko widział wyraźnie i gdyby nie kręciło mi się w głowie. Uh… Widzę potrójne drzwi i… hmm… jaszczurkę? Tak, to chyba duża jaszczurka. Tylko czemu ona się na mnie gapi? A może bardziej powinno mnie zmartwić to, czemu na linii wzroku mam lampę? Ała. Ból. Moja głowa. Podłoga?
Tymczasem w wiosce piasku, tłum gapiów zebrał się przy jednym z budynków i z niepokojem wypisanym na twarzy obserwował scenę przed nimi. Kilkunastu ANBU uniemożliwiało im ostanie się bliżej, a dwoje z nich kucało przy zmasakrowanym ciele jakiegoś człowieka. Był w takim stanie, że nie można było jednoznacznie stwierdzić nawet płci. A przynajmniej patrząc pobieżnie.
-To mężczyzna. Jego kości zostały zapewne zmiażdżone przez jakąś ogromna siłę. – oznajmił jeden z nich
-Myślisz, że to może być shinobi, czy raczej zwykły cywil? – wtrącił drugi
-Tego nie jestem w stanie stwierdzić.
-Racja. Musimy sprawdzić czy ktoś nie zaginął. Powiadomię Kazekage.
-Dobrze. Zabieramy go! – zawołał głośno pierwszy ze specjalnej jednostki, zapewne kapitan, gdy jego przyjaciel zniknął w kłębie dymu.
Dwoje innych ANBU stanęło obok swojego dowódcy i razem z nim, zapieczętowali ciało zmarłego mężczyzny. Kapitan wydał jeszcze krótkie, ciche polecenia i owi ninja ruszyli wykonać rozkazy. Każdy miał coś do roboty. A trzeba było jeszcze uspokoić mieszkańców. Oczywiście od razu zaczęły padać oskarżenia, jakoby winny tego wszystkiego jest jinchuriki Shukaku. Szybko jednak zostały uciszone, bo Kazekageprzecież nie pozwoli by jego broń została wygoniona z wioski. Podejrzenia oczywiście nie zniknęły, a Gaara z całą pewnością nie zyskał przez to szacunku. Wręcz przeciwnie – mieszkańcy wioski bali się go coraz bardziej. Nie można zresztą się im dziwić. W ich wiosce znajdował się demon, więc każde zło było przypisywane jemu. A na dodatek, jeśli okaże się, że winnym naprawdę jest on, to władca Piasku zapewne uciszy i zatuszuje sprawę. Cóż więc począć? Otóż nic. Nic prócz tego, by unikać demona i nie prowokować go, ani nie denerwować. No i oczywiście zapewnić sobie odpowiednią ochronę. A to samemu sobie będąc ninja, lub chociażby wysyłając swoje pociechy by pełniły ten zawód.
Ale może lepiej będzie, jeśli znane będą obie strony medalu. Otóż w drugiej, tej prawie nikomu nieznanej, wersji było zupełnie inaczej. Najmłodszy Sabaku siedział u siebie na łóżku całkowicie świadom zamieszania, jakie powstało w wiosce. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to on zostanie oskarżony. Może oficjalnie nie, ale mieszkańcy i tak będą wiedzieć swoje. I nic nie da jego uniewinnienie, czy nawet słowa wypowiedziane przez Kage. W ich oczach, to on pozostanie winny. Zdawał sobie sprawę, że ludzie z wioski nie obdarzą go zaufaniem. A przynajmniej nie prędko i na pewno nie wszyscy. A jeśli takie sytuacje dalej będą miały miejsce, to już nawet nie ma o czym marzyć. Na dodatek w Sunie niedawno zjawił się Naruto i dokładnie po tym jak wybył, zaczęły się morderstwa. Z tego powodu Gaara musiał ich rozmowę ukryć całkiem przed światem. W ogóle, od dawna, ukrywał swoje prywatne życie przed innymi, ale podczas rozmowy z Namikaze nie mógł przecież się nigdzie pojawić, by pokazać się paru osobom. Innymi słowy zniknął im z oczu na długi czas, przez co plotek powstało jeszcze więcej. Bo młody Sabaku był obiektem prywatnych śledztw wielu osób, które później zdawały sprawozdanie z obserwacji swoim przyjaciołom i znajomym.
Jedynymi osobami mogącymi uspokoić ludzi, było rodzeństwo Gaary. A ono, z racji swojego pokrewieństwa z jinchuriki, nie było wiarygodne. Co do Uzumakiego, to przecież nie istniała nawet możliwość, by cokolwiek na ten temat ujawnić. Nosiciel jednoogoniastego demona nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić. I choć z zewnątrz normalnie nie było tego widać, tak czadami, wręcz bardzo rzadko, gdy chłopak był sam mógł zdjąć maskę okrutnego potwora.
Obecnie siedział w swoim pokoju, na jednym z miękkich, ciemnych foteli. Ręce obejmowały nogi, które podciągnął pod brodę. Czoło spoczywało na kolanach, a rude kosmyki włosów opadały po bokach twarzy i częściowo na nogi, do reszty uniemożliwiając dostrzeżenie mimiki twarzy Gaary. Nie płakał. Nie umiał. A przynajmniej zapomniał czym jest płacz. Jeśli więc nie płakał to co robił? Myślał. Nad swoim życiem. Swoim, jego rodzeństwa, mieszkańców oraz ojca. A także o Naruto. Zastanawiał się czemu taki los spotkał Uzumakiego? Czemu spotkał akurat jego? Czy musiało do tego dojść? Czemu w ogóle coś takiego musiało mieć miejsce? Aż w końcu jedna myśl wyskoczyła nagle: Dzięki tym przeżyciom, ścieżki jego oraz Naruto połączyły się. Gdyby do tego nie doszło, możliwe że nigdy by się nie spotkali. Że nie byłaby to ta sama przyjaźń, ta sama wieź.
Pewnie czerwono włosy rozmyślał by tak dalej, gdyby do jego pokoju nie wpadło jego rodzeństwo. Kankuro i Temari mieli zaniepokojone miny. Pytanie tylko czemu?
-O co chodzi? – spytał Gaara nie będąc pewnym czy chce znać odpowiedź.
-Widziałam mordercę, – odezwała się blondynka – ale nie udało mi się go złapać. Nie widziałam nawet jego twarzy. Ale był przerażający i roztaczał wokół siebie dziwną aurę. Miałam wrażenie, ze czuję odór śmierci.
Dziewczyna ostatnie słowa wypowiedziała słabym, tak niepodobnym do niej głosem. Wiadome już było, że jest kolejna ofiara. Jednakże owy tajemniczy morderca był bardziej martwiący. Jego osoba nie była zwyczajna, a tym bardziej normalna. W innym przypadku panna Sabaku nie byłaby w takim stanie. Gaara zamyślił się na chwilę, po czym zabrał głos.
-Widziałaś moment zbrodni? – zaprzeczenie – A zwłoki?
-Widziałam. Zmiażdżone przez nieludzką siłę. Tak samo jak tamte, Krew była wszędzie. Jedna, wielka masakra.
-Musimy się temu przyjrzeć i bardziej uważać. – wstał – Nie wiemy jaki jest jego cel. Kankuro? – dodał widzą, że brązowowłosy stanął obok niego i położył mu dłoń na głowie.
-Znów się zadręczasz? – Gaara milczał – Jak tak dalej pójdzie, to napiszę do tego blond-lisa wiadomość, że ci coś na mózg padło i niech szybko tu biegnie, bo umierasz na głupotę. – warknął
Kąciki ust rudowłosego uniosły się nieznacznie i już po chwili, obaj byli duszeni przez ich siostrę w niedźwiedzim uścisku. Pisnęła ciche „urocze!” i jeszcze bardziej wtuliła w siebie braci. Chłopcy odwzajemnili uścisk i tak trwali przez najbliższe kilka chwil. Zupełnie obojętni na świat. Nie obchodziły ich już opinie ludzi, wrogie spojrzenia, tajemnicze zbrodnie i ich wykonawca, czy nawet głupie oskarżenia. Wtedy liczyli się tylko oni. I biada temu, kto by im tę chwilę przerwał.
CDN.
***
Ta-dam! Finito! Udało mi się w końcu to przepisać! Nie jestem do końca zadowolona z początku, ale za to uważam nieskromnie, że opisy dotyczące akcji w Sunie i samego rodzeństwa Sabaku wyszły mi znacznie lepiej. Tytułu nie skomentuję. Za wszelkie błędy, których nie zauważyłam wielkie "gomen". Cóż… Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Jak najszybciej zabieram się za kolejny, byście już wkrótce mogli się nim cieszyć. Dziękuję wszystkim, którzy wciąż są ze mną. Pozdrawiam bardzo serdecznie! A-chan.